wtorek, 25 września 2012

Back to the game! ;)



Wróżek wrócił już z wakacji zarówno ciałem, jak i myślami (te drugie zaprzątały go troszkę dłużej) i melduje się w pełnej gotowości do nowego roku akademickiego. Ostatnie 2 tygodnie spędził pod czujnym okiem dętystki pomagając/przeszkadzając jak tylko mógł. Starał się zobaczyć wszystko, dowiedzieć się wszystkiego i we wszystko zaangażować. Od czyszczenia, mycia i sterylizacji -  przez mieszanie materiałów wszelakich  - po usuwanie kamienia włącznie (w nagrodę za dobre sprawowanie łapał za kilof i szedł dłubać :P).



Przez cały rok Wróżek spotkał się z bardzo mieszanymi opiniami na temat praktyk po drugim roku - jedni zdecydowanie zachęcali do spędzenia pełnych 4 tygodni przy dętyście argumentując to w najprzeróżniejszy sposób. Zaskoczeniem dla Wróżka było jednak to, że przeważająca część głosów opowiadała się za "daniemsobiespokój" z nimi i kradzieżą pieczątki (ew. porwaniem córki/syna wspomnianego dętysty i szantaż) celem otrzymania wpisu z odbycia praktyki stumatologicznej.




Po programie naszych praktyk, który otrzymaliśmy z dziekanatu można było sobie pomyśleć... Cholera, pozostaje faktycznie porwanie tego dziecka... W telegraficznym skrócie brzmiał on mniej więcej tak:


- sprzątanie- mycie- dezynfekcja- sterylizacja- sprzątanie- jeszcze trochę mycia- dokumentacja medyczna- nic-nie-dotykanie- mycie...

Zapętlić 12 razy i voila :P

Na moje szczęście trafiłem w dobre ręce, których właścicielka miała dość cierpliwości i chęci, żeby się mną zająć i poświęcić czas... I nie zaabsorbować mnie całkowicie myciem i sprzątaniem. 

Warto pójść na te praktyki, naprawdę warto. Zbliża się nieubłaganie perspektywa usiądnięcia twarzą w twarz z obcym ludziem, który będzie miał problem - a który będę musiał rozwiązać. Owszem, będzie asystent do pomocy, bla bla bla... Owszem, mogę sobie poczytać książki i umieć teorię i bla bla bla... No ale nie ma nic takiego co sprawi, że mi się nie będą trząść ręce... Noooo. Ewentualnie setka.



Albo dwie :P



Praktyki nawet jeżeli nie nauczyły mnie robić świetnego przeglądu j. ustnej i diagnozować bezbłędnie próchnicę - czy obierać odpowiednią drogę leczenia... To nauczyły mnie jak postępować z potencjalnym pacjentem, co robić - a czego się wystrzegać. Nauczyły pewnych zdrowych nawyków, dzięki którym będzie mi prościej na zajęciach.

Apropos - wiedzieliście, że instrumentarium stomatologiczne potrafiłoby zaspokoić najbardziej wybrednych domowych majsterkowiczów? :D

A to tylko same wiertła ^^

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Panie doktorze proszę mi znaleźć duży płomyk diamentowy". No i grzebiesz, grzebiesz... I wygrzebać nie możesz.

Na praktykach udało mi się dopracować do perfekcji umiejętność nie-znajdywania czegoś. Kiedykolwiek byłem poproszony o znalezienie czegoś czego jeszcze nie szukałem - zajmowało mi to strasznie długo czasu. Gdy dumny zaś byłem bogatszy o doświadczenie gdzie jest znieczulenie, igła 5' czy kształtki... Byłem proszony o znalezienie czegoś nowego i sytuacja się powtarzała :P

Na szczęście im dalej w las tym mniej grzybów (bo sucho jest, niestety!) więc było z dnia na dzień coraz lepiej! Wybaczcie, że tak skaczę po tematach jak żaba po stawie ale... Są u Was grzyby? :/ Bo u mnie tylko na tapecie komputera.

Jestem jeszcze winien 2 słówka o moim egzaminie poprawkowym! Tydzień intenstywnej-intensywnej nauki, sporo stresów z racji obszerności materiału i tego, że wiedza jest egzekwowana w formie ustnej (i de facto nie wiadomo czego się można spodziewać z racji nieprzewidywalności katedry). Pobudka po 6, obecność o 7:30. Oczekiwanie do 10:30. Szybkie 4:0 dla nas (odpowiadaliśmy dwójkami, zostaliśmy wylosowani na samiuśki koniec razem z dziewczyną), sympatyczna atfosmela (ktoś pamięta tą reklamę? ^^) i... da swidania mikrobiologio.

Żeby dać Wam troszeczkę pojęcie jakim szitem była nauka tego przedmiotu, pozwólcie, że przedstawię Wam przepis na pożywkę Tarozziego-Wrzoska (to pożywka do hodowli laseczek beztlenowych - np. tężca czy jadu kiełbasianego):

Wątroby kilku świnek morskich pokrajać na drobne kostki (1-3g), zalać trzykrotną ilością bulionu zwykłego o pH=7.2 i gotować 2 godziny w parze bieżącej. Płyn przesączyć przez bibułkę, a kawałeczki wątroby opłukać w bieżącej wodzie wodociągowej. Po 2-3 kawałeczki wątroby wrzucić do probówek i zalać przesączem po 10 ml. Dodać płynną parafinę, tak by jej warstwa miała 5 mm. Wyjaławiać w parze bieżącej przez godzinę.

Dziękuję, i życzę smacznego - dobranoc! :)

PS: nie dajcie ze swoich świnek morskich zrobić pożywki :P