sobota, 25 października 2014

So much stuff going on!!

Moi drodzy, nie było dnia, żebym nie myślał o blogu :) Codziennie co innego zaprzątało umysł i gdy nadchodził czas wieczorny, pełne ręce (pełny umysł?) roboty odciągały od wpisu.

Piąty rok jest WSPANIAŁY...

... póki co! :D

Teraz, gdy 4 lata harówy, biochemii, mikrobów, biofizyk i innych szitów już szcześliwie za mną można faktycznie czerpać przyjemność z tego, po co naprawdę się tu znalazłem. Zajęcia kliniczne codziennie do 14, w końcu zadowalająca ilość foteli i pacjentów. W końcu wszystko co widziałem przez ostatnie lata procentuje i układa się w całość. Mimo tego, że cały czas pracujemy pod czujnym okiem prowadzących, to jesteśmy w stanie podejmować trafne decyzje kliniczne. Rzadko już zdarzają się sytuacje pomyłek, sytuacje niejasne. Sytuacje, kiedy stajemy pod ścianą, pot leje się po plecach, dłonie robią się zimne, a przed wyrazem zakłopotania ratuje nas tylko maseczka! :D



... albo woskowa proteza :P

Jakby to było wczoraj pamiętam, gdy każdy z nas na 3 roku pytał jeden drugiego: jak rozpoznać tą próchnicę? Jak głęboko to wiercić? A czemu, a po co?...

Stomatologia to taka piaskownica dla dużych dzieci. Doskonalenie umiejętność przychodzi przede wszystkim przez własną praktykę i celne uwagi bardziej doświadczonych klinicystów. Sami zauważamy, że stosując pewne chwyty, triki, zagrania, praca przychodzi nam łatwiej, a niektóre rzeczy z bardzo skomplikowanych z początku, wydają się nagle banalnie proste :) Coraz rzadziej mówimy sobie "nie da się", "nie dam rady", "nie idzie".

Przez część tych bardziej otwartych asystentów jesteśmy teraz traktowani jak partnerzy, o skromnym doświadczeniu ale już wystarczającej wiedzy. Często wspólnie podejmujemy decyzje, coraz rzadziej jesteśmy traktowani protekcjonalnie. Daje to ogromną satysfakcję i jest kapitalną motywacją do samodoskonalenia i poszerzania wiedzy. Bo co innego dostać dwóje za niewiedzę, a co innego wykazać się ignorancją, gdy jesteś traktowany jako "kolega po fachu" :)

No ale po kolei!

Ruszyła na poważnie zachowawcza z endo. W końcu mamy 8 foteli na 10 osób, rzadko jest sytuacja, gdy na zajęciach ktoś nie przyjmie. Na dziecięcej jest troszkę biedniej, bo co prawda mamy 3 fotele na 5 osób... Ale póki co to rodzice z dziećmi nas zawodzą - z reguły połowa zapisanych pacjentów się nie zjawia. Na protetyce ruch jak w banku po wypłacie. 4 lata teorii i nagle w jeden rok przekuwamy wszystko (ABSOLUTNIE wszystko) w praktykę. Asystentka co prawda jest mało pomocną i życzliwą osobą ale wspólnymi siłami i ze wsparciem rezydentów zawsze jakoś wychodzimy na prostą :P

Największe wrażenie póki co robi na mnie chirurgia stomatologiczna i szczękowo-twarzowa. Zajęcia trwają od 8 do 13:30 i są wymienne ze sobą (czyt. raz chirurgia stom., a w następnym tygodniu szczękowo-twarzowa w Katowicach). Trafiliśmy na świetnego, bardzo cierpliwego asystenta, który daje bardzo trafne wskazówki. W żadnej książce z chirurgii stomatologicznej nie ma łopatologicznie napisane jak używać narzędzi i jak sobie radzić w różnych sytuacjach klinicznych, więc te rady są na wagę złota.





W tym tygodniu przyjmowałem pacjenta poruszającego się na wózku, po udarze przed trzydziestu laty. Obciążony sercowo, kilka zębów do wyrwania. W znieczuleniu nasiękowym usunąłem korzeń czwórki i piątkę górną. Po wszystkim po raz pierwszy sam szyłem ranę, co dało dużo satysfakcji :) Co prawda póki co bardziej to szycie kaleczę niż idzie... Ale zestaw z allegro do szycia już w drodze, więc do następnej chirurgii będę ćwiczył na bananie ^^

Na chirurgii szczękowo-twarzowej zetknęliśmy się z takim obrazem pacjentów będących przestrogą przed tym, jakich błędów nie popełniać. Kilkoro z nich trafiło tam właśnie z powodu bardzo powszechnej, lekkomyślnej praktyki. Pacjenci z zębami objętymi ostrym ropnym stanem zapalnym z reguły kiepsko reagują na znieczulenie miejscowe, ponieważ śr. znieczulające bardzo źle penetrują ogniska ropne. Abstrahując od szczegółów kwalifikujących takie zęby do wyrwania/leczenia, niedopuszczalnym jest ordynowanie takim pacjentom antybiotyków jeżeli nie usunie się przyczyny miejscowej. Sprowadza się to w praktyce do otwarcia takiego zęba, jeżeli podejmujemy leczenie (czyt. zapewniamy opróżnienie treści ropnej przez komorę zęba) albo do wyrwania takiego zęba, jeżeli do leczenia się on nie kwalifikuje. Na szczękówkę trafił min. pacjent właśnie z ostrym stanem zapalnym od dolnego drugiego trzonowca. Lekarz postanowił dać mu klindamycynę na tydzień, po czym pacjent miał się zgłosić do jego ekstrakcji. W niektórych przypadkach antybiotyk powoduje zmniejszenie stanu zapalnego, zmniejszenie wielkości ropnia i pacjent jest "znieczulalny", co daje komfort pracy dla niego i dla samego lekarza. W tym wypadku stało się jednak co innego i pacjent po 2 dniach antybiotykoterapii przeszedł z ropnia w ropowicę przestrzeni podżuchwowej, szyjnej i powoli "spacerującej" do śródpiersia.




Na chirurgii ogólnej w zeszłym roku prof., który nas egzaminował powiedział, że rokowanie w przypadku ropowicy śródpiersia jest bardzo złe. Opowiadał, o ile dobrze pamiętam, że na kilkunastu pacjentów udało mu się uratować trzech.

Takie lekcje, gdy widzi się efekt takiego postępowania są bardzo pouczające i otwierają oczy. Za każdym razem, gdy przeszłoby przez myśl "a dam tu antybiotyk, a nuż zejdzie..." będę widział tego pacjenta ze szczękówki.

Zajęcia w Katowicach są prowadzone bardzo ciekawie, nie traci się na nich czasu. Pięć osób idzie na blok na cały czas zajęć, a druga piątka zajmuje się zmianą opatrunków i pacjentami z poradni. Bardzo ciekawa jest możliwość kontaktu z pacjentami, których do tej pory raczej nie spotykaliśmy. Tych z rozległymi nowotworami, złamaniami szczęk, oczodołów, żuchw, po radykalnych operacjach itd, itd.

Zajęcia z anestezjologii i reanimacji (które w tym tygodniu zakończyliśmy) też prowadzone były w przystępnej dla nas formule. Coś co wałkujemy od lat poprzez różne katedry, czyli co robić jak w gabinecie zrobi się kaszana :P Na piątym roku naprawdę dotarło do nas to, jaka odpowiedzialność na nas leży i że w razie czego musimy umieć pomóc. Do przyjazdu karetki dysponując wiedzą i mając w gabinecie podstawowe leki ratujące życie jesteśmy w stanie zrobić dużo więcej dla pacjenta niż zwykły przechodzień. Dlatego też omawianie konkretnych przypadków, różnicowanie jednego schorzenia od drugiego i wybieranie dobrej drogi postępowania do przyjazdu ambulansu było w moim uznaniu bardzo pożyteczne.

Neurologia to znowu...


Chociaż nie myślałem, że to kiedyś powiem, nawet periodontologia stała się trochę ciekawa, bo oprócz skalingów często zajmujemy się tam teraz korekcją zgryzu i leczeniem grzybic lub diagnostyką innych zmian na bł. śluzowej paszczy :)

Oby tak dalej, oby reszta okazała się równie ciekawa co ten początek, bo naprawdę jest on obiecujący! ;)

Ściskam Was miśki drogie, dam znać co słychać na froncie wkrótce ;)







poniedziałek, 22 września 2014

Juz niedlugo, coraz blizej... ;)

... już za chwilę! Rekordowo szybko, bo już za tydzień (29.09) zaczynamy ostatni rok przygód ze Śląskim Uniwersytetem Magicznym :) Dzisiaj po długich oczekiwaniach dziekanat udostępnił plan, który wnikliwie analizowałem przez ostatnią godzinę. Dla wszystkich zaskoczonych czasem jaki mi to zajęło, dodaję jedną z pięciu stron planu:



Mój dziadek zawsze na widok planu mówił, że potrzeba studiów wyższych, żeby coś takiego ułożyć, a co dopiero odczytać :P Faktem jest, że rokrocznie pomiędzy rocznikami są tylko niuanse, jednak z drugiej strony w tym roku przyjęto o 30 studentów więcej 1 roku, więc tam na pewno musiały być jakieś zawirowania. 

Bolączką naszej uczelni jest też mała liczba sal wykładowych porozrzucanych po całym świecie :) Rok temu dla przykładu wszystkie wykłady dla naszego roku odbywały się od 19:00 - 20:30 w Bytomiu (gdzie nikt nie mieszka). Jak możecie się spodziewać, frekwencja wahała się pomiędzy 0~2 studentów / wykład. Mimo szczerej chęci bardzo ciężko było się zmotywować i wydawać pieniądze na benzynę, by dryłować samochodem 20 minut w te i 20 minut we wte na wykład.

W tym roku jest "happy meal" od ucha do ucha, bo wykłady dla 5 roku są 5 minut piechotą od miejsca gdzie mieszkam. Co prawda w tym semestrze tylko radiologia, stom. dziecięca, anestezjologia i neurologia ale lepszy rydz niż nic. Zobaczymy jaka będzie frekwencja od października :)

Jednego jednak mogę być pewny, lekki to rok nie będzie. Już od 3 roku zauważyłem tendencje do "wprowadzania nas do zawodu". Mianowicie: zaczynaliśmy od trwających 2 godziny zajęć klinicznych, by na 4 roku dojść do niespełna 4 godzinnych, a teraz na 5 do aż 5,5 godzinnych zajęc z chirurgii stomatologicznej i szczękowej. Za rok na stażu klicznie będziemy się udzielać po 8 godzin dziennie, a niewykluczone, że po stażu niejedni dojdą do ponad 10 godzin pracy dziennie. Jeżeli chodzi o przygotowanie do zawodu, to w "założeniach teoretycznych" nigdy nie mogłem narzekać na Uczelnię. Z małą ilością foteli nauczyłem się już żyć :D.


Tak radośnie pierwszego dnia szkoły będzie Wróżek pomykał na uczelnię! :D

... no może bez takiego uroczego tornisterka ale na pewno z bananem na twarzy. 3 miesiące długich, wspaniałych wakacji zawsze smakują lepiej gdy ma się "do czego" po nich wrócić. Wprowadza to w człowieku taki "stan normalności". Miło będzie zobaczyć stare znajome twarze na korytarzach, na klinikach, seminariach. Przez 5 lat dostaliśmy szansę poznać się wszyscy razem ze sobą. Jak możecie zobaczyć na planie z początku posta, różne zajęcia mamy z różnymi grupami. Każda literka to 5 osób, więc czasem zajęcia odbywają się w grupach 10 lub 20 osobowych.

Oprócz przyjemności będzie to też rok łostrej walki, bo w zimowej sesji szykuje się farma kliniczna, która na pewno pogoni nam kota (zwłaszcza, że w te wakacje wyniknęła gruba afera z mobingiem na katedrze, podniesiona przez studentów leku). Muszę też uczciwie się przyznać, że efektywność przyswajania wiedzy spada proporcjonalnie do roku studiów :D





Także z uśmiechem na ustach i siłą na co najmniej 2 tygodnie nauki ruszamy do boju o Prawo Wykonywania Zawodu ^^.

Adios, dentistos i muczaczos czytaczos :)

poniedziałek, 1 września 2014

Is that worth it?

W tym roku na protetyce z ust asystenta padło bardzo ciekawe pytanie: gdyby nie stoma, to co? Czy gdybyś mógł cofnąć czas, gdybyś mógł wybrać raz jeszcze, to czy poszedłbyś tą samą ścieżką?

Jak dziś pamiętam pierwszy rok, ten niesamowity entuzjazm, tą dziecinna wręcz naiwność (chociaż wtedy człowiek czuł się przecież dorosły jak nigdy!). Tyle horyzontów, tyle możliwości, taki wielki świat przede mną!

Lata mijały, człowiek z leksza przygasał, zderzony z szarą rzeczywistością. Nie powiem, że było to czymś dramatycznym, że 180 stopni, że nagle wszystko zbladło. Po prostu człowiek zaczął dostrzegać pewne ograniczenia, zaczął czynić pewne kalkulacje. "Czy aby na pewno jest mi to do szczęścia potrzebne?" Przygnieciony tą rzeczywistością ucieka do wszystkiego, co tylko nie jest związane z tym co widzi nacodzień.

Zaskoczyła mnie różnorodność odpowiedzi kolegów i koleżanek z grupy ćwiczeniowej. Tak jak do tej pory człowiek myślał, że wątpliwości dotyczą tylko jego, tak nagle okazało się, że gro osób je ma. Nigdy nie spodziewałbym się pewnych odpowiedzi ale... Każdy z głębi serca, z głębi duszy wynalazł swoje marzenia,  pragnienia,  zakopane plany.

O dziwo też potrafiłem wyobrazić sobie siebie w zupełnie innej roli aniżeli ta "fartuchowa". Dostrzegam, że wszystko co do tej pory zrobiłem, co osiągnąłem doczołgawszy się do 5 roku mogło przybrać zupełnie inny obrót. Czy mimo to żałuję?... Raczej nie :) Żałowanie swoich decyzji życiowych to bardzo niebezpieczna pułapka. Nie da sie grubą kreską oddzielić tego co było od tego co będzie. Jedna z ważniejszych lekcji jakie odbyłem na przestrzeni lat to ta, by brać odpowiedzialność za to co robię i nie patrzeć za siebie.

Podobnie i wszyscy obecni podczas tamtej dyskusji po czasie wyznań przyznawali, że droga jaką obrali jest prawidłowa, że zrobili dobrze idąc na stomatologię. Niektórzy przyznawali, że pozwoli im ona tylko realizować swoje marzenia, że zapewni im odpowiedni byt finansowy.

Nader często przez te kilka lat studiów łapałem się na tym, że największą frajdę sprawiało mi oderwanie się od "stomatologicznej rzeczywistości". Człowiek jak ryba wody łaknął towarzystwa, które rozprawiało o czymkolwiek innym aniżeli zęby, zajęcia, asystenci i zaliczenia. Jakim wybawieniem były rozmowy o sprawach światopoglądowych, sporcie czy grzybobraniu :P Każdy z nas podświadomie szukał alternatyw, szukał odskoczni. Teraz dostrzegam, patrząc na ludzi z roku, że osoby stawiające wszystko na szalę tych studiów, opierające nie tylko czas zajęć ale i czas wolny na sprawach uczelni, żyjących tylko i wyłącznie nimi... musieli się zawieść. Można uczelnią żyć 2-3 lata, nie więcej. Bardzo miło ogląda mi się zdjęcia, gdzie poszczególni ludzie oddzielają życie osobiste od uczelnianego, gdzie źródłem ich radości są pasje, dawne hobby... :)

Stało się z leksza refleksyjnie (oby nie depresyjnie!). Chciałbym, żeby przekaz tego posta mówił o tym, że niezależnie od tego, jak nasz zawód jest dla nas ważny... Nie może on być dla nas wszystkim. Nie warto kłaść wszystkiego na jego szali, bo nie jest to tego warte. Po latach widzę, że czerpanie radości z zawodu jest możliwe tylko i wyłącznie jeśli po powrocie do mieszkania potrafimy czerpać radość z życia ;)




Dawno-nie-widziany-Wróżek!


wtorek, 11 grudnia 2012

Wróżek leczy ząbka!

Operacja się udała! Pacjent (nie) umarł :)

Ząb 36, pierwszy trzonowiec, dolna lewa szóstka - jak kto woli. Caries media. Podwójna pierwsza klasa wg Blacka (2 ubytki w jednym zębie, w naturalnych jego zagłębieniach - bruzdach)

W końcu udało mi się przekuć wszystko co wiedziałem w teorii, z tego co widziałem na konferencjach, filmach i na żywo na praktykach. Wrażenia? Po pierwsze: niezapomniane. Po drugie: nie da się tego nauczyć z książek :)

Nagle okazuje się, że trzeba pamiętać o tak wielu rzeczach - tak wielu niuansach, które mają spore znaczenie jeżeli chodzi zarówno o skuteczność leczenia jak i wygodę moją i pacjenta. Bo ślinociąg tu, a nie tam. Rolki z ligniny co chwilę nasiąkają i trzeba je wymieniać. Nawet pedał napędowy trzeba rozmyślnie naciskać. Raz widać, raz nie widać. Trzeba co chwilkę przecierać lusterko... itd, itd.

W całym tym rozgardiaszu trzeba pamiętać, że na fotelu leży żywa osoba, która także jest narażona na dyskomfort w czasie zabiegu.

Na praktykach Wróżek myślał: cholera to nie może być trudne, przecież to zajmuje 10-15 minut. Sam robił swojego ząbka ponad 2 godziny :)

Zaczynam doceniać to jakim kunsztem jest ten zawód - a stoję dopiero przed drzwiami wielkiej stomatologii. Już teraz wszystko jest małe, mokre, słabo widoczne i do tego może krzyknąć z bólu... Co za to będzie, jeżeli zamiast zęba na dole będzie trzeba opracować ząb w szczęce? Do tego w lusterku, gdzie każdy ruch jest całkiem odwrotny do zamierzonego (lewo->prawo, prawo->lewo itd.). Co jeżeli dodatkowo będzie to leczenie kanałowe, gdzie średnica niektórych kanałów to np. 0,5mm? Póki co: ABSTRAKCJA.

Jednego jestem pewien: cholernie mi się to podoba. Zdaje sobie sprawę ze swojej nieudolności i niedoskonałości ale pociesza mnie myśl, że może być tylko lepiej... Oraz że jest bardzo wiele rzeczy, które mogę polepszyć :)

Średni czas przeżycia wypełnienia światłoutwardzalnego kompozytem, który jest uznawany za sukces kliniczny to ok. 5 lat. Jestem ciekaw czy tyle uda mi się osiągnąć na moim pierwszym wypełnieniu :) Jako że pacjentką była moja dziewczyna, mam nadzieję, że będę mógł po 5 latach odtrąbić sukces ^^.

---------------------------------------------------------------------------------------

Poza zabawą w dentystę poczyniam znaczące postępy w zakresie protetyki stomatologicznej (protezy, korony, licówki itd.) oraz ortodoncji (która okazała się cholernie trudną gałęzią nauki). Co  drugie zajęcia mamy przyjemność gościć na sali klinicznej (zajmującej się rozszczepami w obrębie jamy ustnej - to wrodzone zaburzenia morfologiczne opierające się na niezrośnięciu się tkanek twardych lub miękkich - np. wargi czy podniebienia) i przypatrywać się pracy kierowniczki katedry. Niektóre przypadki są naprawdę bardzo poważne i wymagają wielu lat interwencji chirurgicznych i ortodontycznych dla powrotu do pełnego zdrowia.

Pewnie czytaliście o tym lub słyszeliście od kogoś, że idzie się na te studia z przekonaniem o swoim zdrowiu, a studia boleśnie to weryfikują. Przed nauką wydawało mi się, że mój zgryz poza drobnymi mankamentami jest bez zarzutu. Po nauce ortodoncji Wróżek boleśnie sobie uświadomił co w jego paszczy jest nie tak :D

---------------------------------------------------------------------------------------

Na dokładkę muszę dodać, że Wróżek odwiedził w tym roku Warszawę i Lublin z okazji konferencji! Warszawskie wykłady nie należały do najciekawszych i nie pozostawiły wiele wspomnień, w przeciwieństwie do Lublinieckich. Opłacało się jechać 6 godzin by w piątek i sobotę wysłuchać 9 wspaniale przygotowanych wykładów, rzucających na niektóre kwestie całkowicie nowe światło. "Lublin - Strefa Estetyki II" zachwycił profesjonalizmem wykładowców i bardzo wysokich poziomem.

Pozwólcie, że przytoczę program samej konferencji :)


I SESJA WYKŁADOWA16.15-17.00 Rejestracja uczestników
17.00-18.30 „W trosce o spokojny sen - czyli alternatywy i dylematy we współczesnej protetyce”
lek. stom.  Marcin Bogurski
18.30-19.15 „Stomatologia przyszłości - jednowizytowe leczenie protetyczne i estetyczne”mgr inż. Rafał Szpakowski19.15-19.30 „Ekspert w dziedzinie profilaktyki i higieny jamy ustnej” -
mgr inż. Dorota Hadała, Pierre Fabre Medicament19.30 Stomatologiczna loteria fantowa
22.00 Impreza mikołajkowa w klubie „SHINE”
Sobota 08.12.12r.II SESJA WYKŁADOWA9.15-10.15 Rejestracja uczestników i poranny poczęstunek „Dzień Dobry Cafe”
10.15-11.00 Ceremonia otwarcia  „10 lat minęło - czyli krótka historia jak to się wszystko zaczęło”
11.00-12.00 „Zasada know how – know why w ortodoncji “prof. dr hab.  Anna Komorowska
12.00-13.00 „Współczesna radiologia stomatologiczna i szczękowo-twarzowa”
prof. dr hab.  Ingrid Różyło-Kalinowska
13.00-13.15 „Dźwiękowa rewolucja w stomatologii czyli jak maksymalnie skrócić czas
wypełniania ubytków w zębach bocznych” - Izabela Ancipiuk, Kerr13.15-14.00 Przerwa obiadowa
III SESJA WYKŁADOWA14.00-15.00 "Esthetics in Implantology: how to achieve satisfactory results"Dr Sergio Piano

15.00-16.00 „Metamorfozy w wieloetapowym leczeniu protetycznym”
Dr n.med. Iwona Kuroń-Opalińska
16.00-17.00 Co jest ważniejsze, estetyka czy oszczędne opracowanie tkanek zębów?”
Dr n. med. Michał Ganowicz
17.00-17.15 „Unikalna technologia znoszenia zwiększonej wrażliwości zębiny zastosowana w nowej paście Sensodyne Odbudowa i Ochrona” - Magdalena Stefaniak, GSK
17.15 Zakończenie konferencji i konkurs z nagrodami



21.00 Oficjalne rozpoczęcie balu „10-lecia TSS” w Hotelu Victoria
Niedziela 09.12.12r.12.00 Wykwaterowanie z hotelu i zwiedzanie Lublina



Tak mniej więcej wygląda program konferencji, które Wróżek raz na jakiś czas odwiedza. Wiele osób uważa jeżdżenie na nie za stratę cennego czasu, jaki można poświęcić zgłębianiu tajników np. mikrobiologii jamy ustnej, jednak ja zdecydowanie popieram tego typu inicjatywy. Właśnie teraz podczas studiów jest sporo luzu i można sobie pozwolić na takie wyjazdy - poza tym w momencie, gdy głowa nie jest jeszcze tak super naprana wiedzą - takie spotkania pozwalają zetknąć się ze światem wielkiej nauki. Daje to świeże spojrzenie interdyscyplinarne na niektóre zagadnienia i pozwala wychwycić sporo praktycznej wiedzy, jaką później można wykorzystać chociażby na fotelu na zajęciach :)

Nie da się też ukryć, że imprezy konferencyjne należą do jednych z najlepsiejszych na jakich Wróżek był :) Wszystko to dzięki temu, że w jednym miejscu spotyka się spora liczba osób z całej polski o podobnych zainteresowaniach. Czuć w takich momentach jedność i pozytywną energię od setek ludzików dbających teraz i w przyszłości o Wasze zdrowe uśmiechy :)

Pozdrawiam!


piątek, 16 listopada 2012

Wróżek Zębuszek i Kraina Zębolandii :)

Chciałbym Wam opowiedzieć bajkę o magicznej krainie jaka zwie się ZĘBOLANDIĄ!

Jest to wspaniałe królestwo, pełne szczęśliwych mieszkańców. Włada nim piękna i sprawiedliwa królowa. Królestwo Zębolandii otoczone jest wysokim, białym, obronnym murem. Dzień i noc bezpieczeństwa mieszkańców chronią dobrze uzbrojeni, dzielni ZĘBOWI ŻOŁNIERZE....

Na skarby zębowego królestwa, ukryte w zamku, czyha niestety zły czarnoksiężnik ZĘBOPSUJ! Ze swojej krainy Osadu Nazębnego wysyła każdego dnia bakterie, by pokonały obronne mury Zębolandii. Podstępny czarnoksiężnik cały czas wymyśla nowe pułapki, w jakie mogliby wpaść Dzielni Obrońcy. Każde podjadanie między posiłkami, każde słodycze zjedzone po wieczornym myciu ząbków dodają bakteriom sił!

Na całe szczęście, w podziemiach Krainy Zębolandii znajduje się ogromna zbrojownia! Są w niej szczoteczki do zębów i nitki dentystyczne! Jest także niesamowita, magiczna pasta z fluorem! Za każdym razem kiedy bakterie atakują, Zębowi Żołnierze chwytają za broń i dzielnie bronią murów Zębolandii! Są wtedy w stanie pokonać nawet najpodstępniejsze z bakterii wysyłanych przez Czarnoksiężnika Zębopsuja!

Czasem jednak bywa tak, że w zbrojowni królestwa zaczyna brakować uzbrojenia. Pozbawieni szczoteczek, nici dentystycznej i pasty, żołnierze stojący na murach zaczynają słabnąć. Bakterie widząc to atakują coraz zacieklej i czasem zdarza im się zdobyć przewagę. Udaje im się zniszczyć mury Zębolandii w kilku miejscach i wedrzeć wgłąb królestwa! Dzięki staraniom dzielnych żołnierzy oraz samych mieszkańców, udaje się spowolnić atakujące armie! Żeby jednak ostatecznie je powstrzymać, królowa musi poprosić o pomoc Nadwornych Dentystów, którzy w gabinecie  stomatologicznym będą w stanie pozbyć się na dobre bakterii i odżegnać zagrożenie!

W krainie Zębolandii na nowo zapanowuje spokój, a mieszkańcy żyją długo i szczęśliwie! :)

... Czyli Wróżek Zębuszek opowiada dzieciom bajkę! :)

Wczoraj mieliśmy przyjemność razem z kolegami i koleżankami z roku przeprowadzić akcję profilaktyczną u dzieciaków z miejscowej szkoły podstawowej i przedszkola. Od nauki o tym co to próchnica i skąd się bierze, przez instruktaż jak powinno się prawidłowo myć ząbki, po śpiewanie piosenek i konkursy z nagrodami!

Wróżek zapomniał jak to jest jak się miało 6-10 lat... Ta niewyobrażalna szczerość, radosne uśmiechy, ufność i chęć uczestniczenia w zajęciach...

To co dzieciaki, oglądamy bajkę?

TAAAAAAAAAAK

A zgasimy światło?

TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK

A nie będzie się bać?... :)

NIEEEEEEEEEEEEEEEEE

Przez cały czas jak się do tego przygotowywaliśmy, mieliśmy wrażenie, że możemy być bardzo krytycznie odebrani... Że gdy zadamy pytanie, na sali będzie cisza (analogicznie do ciszy gdy pata przez profesora pytanie w tłum na wykładzie :P). Tymczasem gdy zadawaliśmy pytania, nie było ręki która nie byłaby w górze. Na świetlicy było ok. 80 dzieciaków i każde chciało uczestniczyć we wspólnej zabawie. Niesamowite przeżycie :)

Te spojrzenia, gdy włączyliśmy bajkę... Co chwilę rozlegające się z tłumu: wooooow... Albo dziewczynki zasłaniające buźki gdy na ekranie pokazywał się Zębopsuj z bakteriami :D


Chciałbym z tego miejsca przeserdecznie podziękować firmie GABA (producent past elmex) , która bez dociekań i całkowicie bezinteresownie ufundowała wszystkim dzieciakom upominki: naklejki, dyplomy, kalendarze mycia ząbków (za każde poranna i wieczorne mycie dziecko otrzymuje naklejkę, po 8 tygodniach regularnego mycia kalendarz przeradza się w obrazek!), a także blaszane pudełeczka na mleczaki (ktoś pewnie zwróci uwagę, że nie powinienem tego robić... ale firma odwaliła naprawdę kawał dobrej roboty - w przeciwieństwie do innych wiodących firm, które stawiały 100 000 warunków - żeby np. w najlepiej co drugim zdaniu umieścić ich nazwę (SIC!)

Udało nam się pokonać słabą organizację ze strony dyrektorki (która mimo wielkiego entuzjazmu i szczerych chęci nie zrobiła praktycznie NIC o co prosiliśmy). Udało nam się pokonać własny strach i stres (dzień przed porównałbym z dniem przed egzaminem z biofizyki xD). No i przede wszystkim udało nam się przekonać (na nowo!) jakimi wspaniałym stworzeniami są dzieciaki... I przypomnieć sobie jaki magiczny był to czas w naszym życiu :)

Bawiliśmy się świetnie i śmialiśmy razem z dzieciakami... Cały dzień :P

Dla najbardziej aktywnych (czyt. tych którzy odpowiadali trafnie na pytania) kupiliśmy dodatkowo z funduszy PTSSu (Polskiego Towarzystwa Studentów Stomatologii) pasty i szczoteczki ZygZak:


Po wczoraj zostaje ogromna satysfakcja. Mogę sobie wyobrazić jak z wypiekami na twarzach dzieciaki opowiadały w domu rodzicom o tym co było w szkole...

O epydemjologiji słów kilka: od kilkunastu latu obserwuje się zdecydowany wzrost współczynnika próchnicy wśród dzieci (tzw. PUW - Próchnica/Usunięty/Wypełnienie). Można by pomyśleć: kurcze, przecież rośnie poziom życia, poziom wykształcenia, społeczeństwo jest ekulogiczne itd... Tymczasem współczynnik rośnie. Czy ktoś z Was pamięta wizytę u dentysty w szkole? Czy ktoś pamięta fluorkowanie zębów na jednej z lekcji i pogadankę o tym jak się powinno szczotkować ząbki...?

Niestety, to zamierzchłe czasy i ja ledwo wyciągam je z pamięci - było takie coś, raz, bez fluorkowania (dostałem ino szczoteczkę) i trwało to z 5 minut.

Mam takie nieodparte wrażenie, że większość tych dzieciaków będzie pamiętać o tym spotkaniu i po cichu liczę, że chociaż przez te 8 tygodni (do czasu wypełnienia obrazka z kalendarza) uda im sie utrzymać rygor w myciu ząbków. A później ten rygor przekształci się w nawyk. Jak to mówili w pozytywizmie: praca u podstaw. Od najmniejszego. Indywidualna... Ale jaka budująca i dająca satysfakcję :)

Zamierzamy w tym roku jeszcze co najmniej raz ją przeprowadzic - w innej szkole. Jeżeli tylko dostaniemy wsparcie od firm farmaceutycznych, z radością poświęcimy czas dla dzieciaków. Bo warto ;)


Dzięki! :)

PS: na koniec "humor z zeszytów" czyli najlepsze odpowiedzi dzieciaków na pytania:

"Co robią bakterie?" - brudzą ząbki!
"Jak często powinniśmy chodzić do dentysty?" - codziennie!
"Jak długo powinniśmy żuć gumę?" - trzy godziny! nieee cztery godziny!! (padały też odpowiedzi: jedna guma! xD)
"Co mamy ładne po wyjściu od dentysty?" - ubranie! :D
"Co jest różowe wokół ząbków?" - ciukielki!

środa, 31 października 2012

... gdzie ludzie rozminęli się z wartościami...

Wszystkich świętych i święto zmarłych incoming!

Dzisiaj będzie troszeczkę bardziej refleksyjnie (nie wiem czy jest to związane z tym smutkiem gdy jedyna odpowiedź na pytanie - PAN MA OSIMNAŚCIE? - to: mam 22). Troszkę przeleciało - jak dobrze pójdzie, to 1/4 za mną :) Zazwyczaj w tym momencie na imprezach, po ćwiartce, zaczynają się pojawiać dobre uśmiechy na twarzach :P

Jakoś nigdy nie byłem przekonany do obchodzenia Halloween. Jak byłem mały, to miało to swój urok patrzeć jak w Kevinach czy innych filmach z lat 90'tych poprzebierane dzieciaki harcują od domu do domu i terroryzują lokalnych mieszkańców rządając słodkości (patrząc z perspektywy czasu i świadomości tego, że jestem strasznym łasuchem - mogło chodzić PRZEDE WSZYSTKIM o słodycze :)). Mimo tego zauroczenia dziecięcego jakoś nigdy nie przemawiały do mnie imprezy z wampirami, dyniami, zombiakami itd. Teraz tą awersję potęguje pewnie niechęć do Edwardów, Edmundów czy innych pseudo-fluoryzująco-świecących-w-obecności-UV vampajrów za dychę :)


 







Heloł? Ktoś dostrzega te subtelne różnice? Klasy, powagi samej postaci jaką jest wampir? :)

To trochę tak, jakby Jamesa Bonda zagrał Jim Carrey - if you know what I mean :P

Bardzo bym się ucieszył, gdyby któryś z Was miał przyjemność przeczytać sagę Wiedźmińską A. Sapkowskiego - i znał występującą tam postać Regisa. Wspominam go, patrzę na zdjęcia Draculi... No cholera nie, choćby nie wiem co nie zmuszę się do polubienia pamiętników wampajrów/zmierzchów, świtów i zenitów :P

Wow. Patrzcie, niechcący zszedłem na boczne tory a tu miało być nie o tym! Dzisiaj pojechałem z babcią i ciocią na cmentarz na którym nigdy nie byłem - w rodzinne strony moich prapradziadków. Dzisiaj na cmentarzu było coś magicznego, taki gorączkowy ruch, przygotowania. Starsi ludzie, czyszczący groby centymetr po centymetrze... Miałem wrażenie, że każdy ruch szczotki jaki wykonywali był jak głaskanie ich bliskich za życia. Często spotykam się z opinią, że nie ma sensu patrzeć za siebie, obchodzić tego święta, że to tylko kolejny smutny polski obyczaj i że w ogóle jak się by o kimś myślało, to cały rok a nie raz w roku... Tymczasem ja uważam, że to wspaniała okazja, żeby w dzisiejszym pędzie wyodrębnić sobie te 2 dni w roku, żeby poświęcić czas, swoją uwagę i swoje myśli tym których już tu nie ma.

Jestem w stanie się zgodzić, że w polskich obrządkach jest zdecydowanie za dużo smutku i powagi - chociażby w mszach jako takich. Tu akurat dużo bardziej podoba mi się hamerykański styl - gospel, wyrażanie radości, śpiew... Nigdy jednak Halloween nie wyprze w moim uznaniu święta zmarłych. Jak to powiedział J. Piłsudski:

 Naródktóry nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”

Spróbujcie w tym roku posłuchać nestorów swoich rodzin, zrezygnować z komputera i posłuchać opowieści sprzed 60-70-80 lat... Ja zamierzam tak zrobić ;)


poniedziałek, 29 października 2012

W oparach absurdu...

... i w objęciach śnieżnych płatków.

Nie dalej jak tydzień temu rozmawiałem z dziewczyną o tym, że marzy mi się by już była zima. Żeby padał pierwszy śnieg, o zmierzchu, przy światłach lamp. Żeby móc założyć śniegowce, puścić na słuchawkach "A kiss to build a dream on" Louisa Armstronga (http://www.youtube.com/watch?v=NDgncPD0bew ) lub "Hedwig's Theme" z Harry'ego Pottera w słuchawkach, zarzucić na głowę zimową czapaję, owinąć szyję ciepłym szalikiem... I ruszyć przed siebie.

Z rękami w kieszeniach.

Z uśmiechem na ustach :)

Powolutku, mając w głowie wszystkie leniwe myśli, na które moje życie ostatnio toczyło się zbyt szybko.

Łapać językiem spadające płatki i widzieć coraz mniej zza na wpół zaparowanych, na wpół zamarzniętych szkieł okularów...

No i tak - tydzień po naszej rozmowie - moje marzenie się spełnia! :)

Telepatycznie chyba, ten tydzień temu, tego samego dnia - brat wysyła mi z Japonii link do artykułu o pewnej grze flash. Gra nazywa się January. Jest grą bardzo prostą - wręcz ciężko ja nazwać grą... Moje uczucia do niej świetnie wyraża króciutki artykuł na jednym z serwisów: http://polygamia.pl/Polygamia/1,108240,12674934,January___im_bardziej_pada_snieg___.html?bo=1

Gdybyście natomiast chcieli sami spróbować, to polecam tej, troszeczkę starszej - ale w moim odczuciu bardziej klimatycznej wersji: http://jayisgames.com/games/january/

Gdy pierwszy raz ją włączyłem, siedziałem z maślanymi oczami, śledziłem co dzieje się na ekranie i  ożywiałem wspomnienia z lat nieco dawniejszych. Dzisiaj mogłem te wspomnienia ożywić bardziej empirycznie - chodząc i łapiąc przelatujące płatki śniegu :)

28 październik, godzina 20:37, 5 cm śniegu i dalej sypie. Absurd? Być może - ale jaki przyjemny!!

---------------------------------------------------------

Po miesiącu studiowania na 3 roku cały czas mam takie wrażenie, że znajduje się w oparach absurdu. Moje życie obróciło się o 130 stopni, musiałem bardzo przeorganizować swoje przyzwyczajenia. Nagle zacząłem niejednokrotnie przebywać na uczelni 13h jeżdżąc z jednej śląskiej dzielnicy do drugiej. Pobudki przed 7. Masochizm. Przez 2 lata miałem zajęcia na 10 - 11 (opcjonalnie raz w tygodniu na 8!) aż tu nagle TAKA zmiana.

Rzadziej przez to jadam śniadania. Rzadziej robię obiady. No i o dziwo: mam dużo mniej nauki. Nagle okazuje się, że gdy przemęczyłem się już z biochemią, mikrobami i innymi pato-paskudztwami... Albo tej nauki teraz niema - albo jest jej tak znikoma ilość, że praktycznie niezauważalna :P

Poczyniłem też jeszcze jedną obserwację: mam wrażenie, że teraz na studiach będą wymagać pewnych rzeczy, jednak wszystko co ponadto leży już tylko w naszej gestii - mam umieć COŚ, podstawę. Jeżeli chcę się czymś zainteresować szerzej - voila - czytelnia i do przodu. Do każdego przedmiotu stosik jest gruby jak 10 tomów Bochenka (albo 4 bochenki chleba).

Widać też pewną zmianę wśród katedr ogólnomedycznych z jakimi mamy do czynienia (np. pediatria). Sami asystenci traktują nas w końcu poważnie jako sensu stricte studentów stomy i nie władowują nam do głów setek tysięcy pierdół, tylko zwracają uwagę na rzeczy, które będą nam potrzebne w przyszłej praktyce. Podoba mi się to - można się bardziej skupić na rzeczach nas interesujących.

Ze zmian stanowczych nie wypada nie wspomnieć o tym, że przez 1 miesiąc wypiłem więcej alkoholu i zaliczyłem więcej "wyjść" niż przez cały poprzedni semestr :P. Jak strajkujący po ostrej głodówce, jak nomad po 7-dniowej pustynnej tułaczce - tak i ja heroicznie nadrobiłem zaległości. Przeniesienie się do centrum Zabrza z Helenki (ościenna dzielnica Zabrza) dużo rzeczy zmieniło się na lepsze. Na przykład ten pub, od którego nazwy wziąłem tytuł posta:


---------------------------------------------------------

Musicie mi wybaczyć to przeraźliwe gadulstwo ale dawno mnie tu nie było (! kto chce może mi teraz sypnąć kijem bejsbolowym przez nerki za opieszałość w pisaniu !).

Jak już wcześniej powiedziałem: rozpoczęły nam się już przedmioty kierunkowe na całego, niektóre  póki co w fazie przedklinicznej (protetyka, chirurgia, ortodoncja, fizjologia narządu żucia), a niektóre już w klinicznej (póki co stomatologia zachowawcza). Przyniosły one wraz ze sobą dawne dylematy odnośnie drogi w której stronę powinienem pójść. W czym się wyspecjalizować, gdzie zmierzać. Póki co jestem jak kameleon - każdy ciekawy wykładowca, pasjonujący wykład, krótka rozmowa czy szersza dyskusja powodują że nasiąkam coraz to innymi kolorami. 

Chirurgia szczękowa - o żesz madafaka ale to kosmicznie trudne i odpowiedzialne! Chirurgia stomatologiczna - bardzo spoko, prostsza a dająca sporo satysfakcji! Protetyka - walory estetyczne przede wszystkim, skomplikowane rekonstrukcje, zmiana czyjegoś życia o 360 stopni - super! Endodoncja - kosmicznie precyzyjna, bardzo trudna i wymagająca - też fajna! Ortodoncja - ... nie no dobra - to jedno mnie nie zafascynowało póki co :D

Przypuszczam, że przez cały rok będę targany wątpliwościami i będę zmieniał kierunki jak chorągiewka na wietrze. Czy to złe?... Po to chyba studiuję, żeby się jak najwięcej napatrzeć i odpowiednio potem wybrać żeby nie żałować :) Zamierzam jeździć na wszystkie konferencje z PTSSu (najbliższa w Warszawie, już 23-24 listopada!), idę na koło z fizjologii narządu żucia (opiekunka koła zaproponowała interesującą kliniczną pracę badawczą), a także planuję wybrać się na wakacje po 3 roku do jakiejś polikliniki stomatologicznej gdzie będę miał okazję przyjrzeć się pracy lekarzy wszystkich specjalności po trochu.

Nagadawszy się, uch. Jak tak rzuciłem okiem na powyższą notkę to ze smutkiem stwierdziłem, że wygląda jak zwykle znienawidzone przeze mnie prezentacje w Power Poincie robione przez niektórym fatalnych asystentów: 100 000 slajdów tekstu, zero obrazków...

Wybaczcie ale jakoś tak wyszło - chyba nie chcę w tym nic zmieniać.

Za to spodziewajcie się ode mnie częstszych spowiedzi - teraz już na serio!

Jakbym się ociągał, macie oficjalne zezwolenie na zawalenie mi skrzynki mailowej spamem ^^