wtorek, 29 maja 2012

O krągłościach słów kilka

We've won! Wygraliśmy! Wygrajetsja (po rusku)!!

Tak, zdałem biochemię. Taak, na piękną, zgrabną i kształtną jak modelka, trójeczkę :-3

Czy pamiętacie jeszcze jak u Was w szkole mówiło się na oceny? ^^

Pała, łabędź, trója (cycnik*, biustonosz* -> autorstwa p. od przyrody, kl 4-6) itd... :)

Jak dźwięcznie ta ocena brzmi, nieprawdaż? Trzy. Trzy. Czy. Na pierwszym roku, na pierwszym semestrze (jak się teraz okazuje, jako ostatni rok stomy w Zabrzu) mieliśmy przyjemność poznać naszą kochaną żabrzańszką biofizykę na katedrze biofizyki. Z docentem M. Nigdy nie zapomnę, gdy byłem egzaminowany przez dr. G. (przy czym umiałem w stopniu względnie zadowalającym)... Odpowiedziałem na 3,5 / 5 pytań... Usłyszałem, że stać mnie na więcej i że nie umiem na tyle dobrze na ile powinienem... Po czym dostałem wpis na TRZY do indeksu.

To było jak świeża bryza, jak uśmiech dziewicy na zroszonej trawie z kończyną (seriously dziewicy? :O), jak mój pies Budyń biegnący jak głupi w stronę słońca :D

Podobnie mieli wszyscy, którzy zdali tego dnia - to jedno z najwspanialszych moich wspomnień ever. Gdybym miał wyczarowywać patronusa, to pewnie na podstawie tego wspomnienia wyrósłby wielki, uśmiechnięty i przyodziany w czapeczkę z pomponikiem, niedźwiedź baribal ^^. I tak koleżanka, która zdawała wszystkie wejściówki i seminaria w pierwszym terminie na 3+ i 4 zareagowała podobnie. Usłyszała: "ZAWIODŁEM SIĘ NA PANI!!!111oneoneleven. Panią stać naprawdę na dużo więcej! Nie mogę pani dać nic ponad 3 i pół."

"... too... to znaczy, że zdałam?" :D Potem były tylko łzy i ogólnie takie takie :P

http://gobarbra.com/hit/new-e28a3004baeec3429923ec6fcb099256

A to arcydzieło można było słyszeć w noc po egzaminie, gdy notatki z biofizyki paliły się żywym ogniem pod murami akademika, a każdy tańczył, śpiewał, pił ile mógł, a rokitnickie dziki stojąc na linii drzew kiwały się w takt muzyki :)

Czemu tak się rozpisałem o ocenach? Ostatnio rzucił mi się w oczy bardzo humorystyczny komiks:

http://kwejk.pl/obrazek/1195592

Czy komiks jest przerysowany? Z moich doświadczeń licealnych, opowieści znajomych i autopsji sytuacji obecnej - nie tak bardzo ^^. Czy jest się czym przejmować? Niee, bo jest zabawnie :) Najważniejsze to nie stracić kontaktu z rzeczywistością i nie dać się pokonać wężom, cyklopom, biochemii, gigantom i wolverinowi :D

...

Za dwa dni seminarium zbiorcze z witamin, steroidów i przemian hemu/hemoglobiny.

Zaczynam o 22. Czyli za 8 minut. Oddaję komputer w dobre ręce współlokatorki i nie chcę go oglądać przez następne 3 godziny, jakie niewątpliwie będą owocne i kluczowe w mojej edukacji biochemicznej.

...

PS: lubię to robić. Dobra mielona kawa raz na dwa miesiące się przydaje :D


Wypełniłem także ankietę i oddałem próbkę krwi w celu zostania potencjalnym dawcą szpiku. Nosiłem się z tym zamiarem od ponad roku, przemyślałem to poważnie i ... Dzisiaj się zdecydowałem ;)

Zymboj! :)





czwartek, 24 maja 2012

The independence day.

Przedwczoraj było super. Wczoraj w dzień było bardzo dobrze. Wczoraj wieczorem było dobrze. Dzisiaj w nocy zaczynało być nerwowo. Dzisiaj rano było przyspieszenie akcji serca, potliwość i silne napady lękowe.

Biochemia. Taaak...

Dzisiaj na porannej grupie kierowniczka ćwiczeń powiedziała: jesteście rokiem eksperymentalnym, przykro mi. Nie powiedziała: jesteście rokiem eksperymentalnym, będziecie lajtowo oceniani... Niestety ^^

Od 7 rano, słuchając zwijających się z rusztowaniami (w końcu!) robotników zza okna, wycierając raz po raz dłonie w chusteczki i starając się skupić na... 



Jeżeli ma się zaliczenie z tak obszernego materiału albo jest się tuż przed egzaminem - tak powiedzmy 2 godzinki... To człowiek nie wie na co patrzeć. Jest tylko takie bardzo dręczące, wszechogarniające poczucie, że coraz mniej się pamięta... Chciałoby się zatkać uszy, żeby to czego się nauczyło przez ostatnie kilka dni - nie wyciekało :P

Miałem tak dzień przed maturą poprawkową z biologii - wtedy zamknąłem książki, wziąłem ich stos przed komputer i spędziłem cały ostatni dzień na pisaniu pytań i odpowiedzi na biologu w temacie: http://www.forum.biolog.pl/zadania-maturalne-odpowiedz-i-zadaj-kolejne-vt19372-9630.htm

(PS: czy jest tu ktoś pamiętający dzieje tego epick-long wątku? :D http://www.forum.biolog.pl/matura-2010-biologia-vt21007-12330.htm )

Tak więc nie wiedząc za bardzo na czym skupić się uważnie na: wartościach referencyjnych...


... zasady metody ...



... czy robotników... 


... khem no właśnie :P

Między 9 a 10 moje zdenerwowanie osiągnęło apogeum, bo oczekiwałem informacji jak to wszystko wygląda (jesteśmy kolumbami tegorocznego zaliczenia ćwiczeń, że tak to metaforycznie ujmę) od mojej dziewczyny. W końcu jest: telefon!

... Tragedia :P Dużo jak pizza 40 cm średnicy na jednego, trudne jak teoria względności dla 9 latka i mało czasu jak... mało czasu :)

"Ucz się, zaraz u Ciebie będę".

No to się uczę, bynajmniej niewiele uspokojony... A. się pojawiła, zostało już mało czasu - ruszamy. W tym momencie cały ten dzień z tak dziwnie narastającym napięciem zaczyna odsłaniać swoje prawdziwe ja. Już nie jestem studentem idącym w okularach na zaliczenie :P Mam wrażenie, że w pełnym umundurowaniu lecę samolotem na wojnę, z której prawdopodobnie nie wrócę :D

Przed katedrą uściskałem dziewczynę jakbym miał już nigdy nie wrócić, czy głębokie wdechy i wchodzę. Oczywiście jak zwykle byłem spóźniony, tak się złożyło, że posadzono mnie vis a vis biurka wykładowców... Arkusze rozdane, zostało tylko wspomniane, że wyniki po weekendzie i według oficjalnego obecnie stanowiska prof. B. mamy tylko 1 termin poprawkowy tego zaliczenia. We wrześniu :)

Zaliczenie było złe. Było trudne. Było skomplikowane i głowo-łamiące. Do tego podczas pisania spłynął na mnie z nieba dar niepamięci (dar?), w związku z czym nie byłem sobie w stanie przypomnieć prawie żadnej zasady metody :D

Nie będę się zagłębiał w szczegóły co napisałem dobrze, co napisałem źle... Ale jednego jest absolutnie pewien: nie mam bladego pojęcia jak mi poszło :D To zaliczenie było takie strasznie nijakie - nie dało się określić jak poszczególne zadania będą punktowane, ponieważ każde było inne i zupełnie inaczej sformułowane od pozostałych.

Tak więc teraz chcę żyć w błogiej nieświadomości do poniedziałku, do godziny 12, żeby dowiedzieć się czy mogę sobie na ten semestr biochemię już darować, czy będzie jeszcze o co walczyć :)

Walka o dopuszczenie właśnie sie rozpoczyna...!!



PS: wygrałem z mikrobami 2:0, a z patofizjo jest 3:1 dla mnie... Więc nienajgorzej ;)


niedziela, 20 maja 2012

Day after tomorrow.

Czyli wtorek... Cholera, a miał być poniedziałek :P Chociaż z drugiej strony, to mógłby być którykolwiek z dni nadchodzącego tygodnia - jeden gorszy od drugiego, każdy kolejny gorszy od poprzedniego, za to czwartek najtrudniejszy z wszystkich razem wziętych :)

Czemu tak źle i tak cinżko? Tu mejk as stronger (wolne podkarpackie tłumaczenie: co Cie nie zabije, to Cie wzmocni). Świetnie sprawę skomentował na fejzbuku kolega z grupy:


Tak... Baśka podziela nasz ból :) 8 egzaminów (wliczając praktyczne), kilka kobylastych przedmiotów i do tego tydzień-śmierć

Najśmieszniejsze jest to, że niezależnie od tego czy ktoś wszystko olewał, czy jest z zaliczeniami w miarę na bieżąco, to i tak dostanie kopa. Przedstawię pokrótsze harmonogram of the upcoming week:

Mondej: microbiology, seminarium (w moim przypadku seminarium x2 - w zeszłym tygodniu poległem na pałeczkach, laseczkach, prątkach, grzybach i innych małych chorobotwórczych paskudztwach). Jutro na dokładkę jeszcze wirusy:


No i będę mógł swobodnie oddać się nauce do ostatniego seminarium z patofizjologii jakie jest we wtorek (5 tematów: ukł. pokarmowy, przysadka mózgowa, przytarczyce [czy jak to określają indianie: gospodarka wapniowo-fosforanowa], insulinoma [guz wytwarzający insulinę... chyba :P] i ... jeszcze jakiś magiczny, tajemniczy temat z wykładu na którym nie byłem)

 Dzięki genialnie rozpracowanej taktycznie patomorfologii mamy w środę do zdania tylko jeden temat - zapalenia - który mimo to jest jebitny.

Czwartek... Dzień sądu ostatecznego, masakra...


... dosłownie koniec świata :)
Najpierw zaczynam dzień egzaminem praktycznym z angolskiego - prezentacji na jakże urokliwie i soczyście (ukłon w stronę spółki z o.o. i Czyszcza dfadzieściacztery) brzmiący temat: Dental input in invention of anaesthesia. Dodam tylko, że jeszcze tej prezentacji nie mam. W sensie: nie zrobiłem. Mam ją w głowie... Tak myślę, że mam :P

Potem, uśmiechnięty i w dobrym nastroju i pełnej władzy umysłowej (podobno mówienie w obcych językach pobudza pracę mózgu) ruszę na egzamin praktyczny z biochemii - egzamin praktyczny, który nie jest egzaminem praktycznym, tylko egzaminem teoretycznym dotyczącym zagadnień praktycznych. Nie, nic się nie stało, jeżeli potrzebujecie to zdanie przeczytać jeszcze 4,5 raza. Też nie chciałem w to uwierzyć :)

W latach poprzednich egzamin praktyczny polegał na tym, że otrzymywało się siku i trzeba było stwierdzić co z tym siku jest nie tak - czy to nie jest herbata, czy nie ma tam cukru, białka czy ciał ketonowych... Do tego była odpytka z materiału teoretycznego dotyczącego teorii ćwiczeń z całego roku + wartości referencyjnych poszczególnych związków, które oznaczaliśmy przez cały rok (np. ciała ketonowe, mocznik we krwi itd.)

Od tego roku (nie wiedzieć czemu), zostało to zmienione na 20 pytań pół-otwartych (czyli trzeba wpisać jedno albo kilka słów do tekstu) - taka uzupełnianka... Tyle że dotyczące też zasad metody wszystkich ćwiczeń z całego roku - których jest ponad 30 (a niektórzy twierdzą, że trzeba będzie też umieć te sikowe - czyli 50)... Przykład...?


Oznaczanie aktywności kinazy kreatynowej metodą kinetyczną:
Kinaza kreatynowa katalizuje reakcję powstawania ATP z fosforanu kreatyny i ADP. W obecności heksokinazy ATP fosforyluje glukozę do glukozo-6-fosforanu. Glukozo-6-fosforan jest utleniany do 6-fosfoglukonianiu, z jednoczesną redukcją NADP do NADPH. Przyrost NADPH jest mierzony przy długości fali 340 nm.

Bleh. No ale nic to! z uśmiechem wracamy po niezdanej biochemii mając na uwadze tylko malutki fakt, że jest jeszcze tylko jedna poprawa za tydzień i troszkę, i jeżeli jej się nie zda, to macha się magicznemu Zabrzańskiemu Hogwartowi z okna odjeżdżającego eskpresu na peron 9 i czy czwarte :)


Nic to! W piątek jeszcze tylko semestralne zaliczenie z endodoncji (dziedzina stomatologii zajmująca się leczeniem kanałowym zębów) i można iść na grilla i zrobić sobie chill out.

Ktoś mógłby sobie zadać pytanie (i pewnie mógłby to być każden jeden sztudent ze stomy) po co takie coś? Po co ten pośpiech, po co ten ścisk? Po co taki nawał przedmiotów...? Dla mnie ma to takie znaczenie, że dzięki temu, na 3 roku w zasadzie będę mógł się w końcu poświęcić całkowicie temu, po co przyszedłem na te studia: stomatologii. Na 3 roku nie ma już absolutnie nic co by nie wiązało się albo ze stomą albo z medycyną (farmakologia, mikrobiologia j. ustnej, patomorfologia j. ustnej, pediatria, interna, chirurgia i kilka przedmiotów już stricte dentystycznych :)).

Z tą delikatną, nieśmiałą iskiereczką nadziei i wiary w to, że jakoś to będzie... Otwieram św. Gabriela Virellę, patrona wszystkich mikrobów i zagłębiam się w lekturę :)

Cześć! :)

piątek, 18 maja 2012

Początki

Powitania... Nigdy nie byłem zbyt dobry w witaniu się z nowymi, nieznajomymi mi ludźmi. Dlatego chyba potraktuje Was jak starych znajomych i powiem: cześć :P

Wypadałoby coś na początek powiedzieć króciutko o sobie... Jestem studentem 2 roku stomy (czy jak to wolą łamacze języków: kierunku lekarsko-blablabla-dentystycznego) w Zabrzu. Jeżeli wszystko się dobrze ułoży (czyli zdam biochemię i nie zginę z powodu jednej z plag egipskich) to będę miał przyjemność pobawić się w 3 rok. A co za tym idzie pobawić się ludź... Pobawić się w leczenie ludzi :)

Prawdopodobnie większość osób, które tu trafią, będzie kojarzyła mnie z forum.biolog.pl gdzie o ile nie denerwowałem moderatorów nie-sklejonymi double-postami, to popychałem głupoty na czaciku.

Czemu blog?...

Psychologowie powiedzieliby zapewne, że jest to wewnętrzna potrzeba wyrażenia siebie, że mamy ochotę dzielić się swoimi przemyśleniami z innymi by być zauważonym i zaakceptowanym w szerszym gronie osób.

Hejterzy powiedzieliby, że jest to wyraz próżności i chęci pochwalenia się przed innymi.

Moja dziewczyna powiedziałaby pewnie, że znalazłaby się nieliczna grupka osób, które chciałyby coś dowiedzieć się więcej o stomatologii jako takiej (blogów kier. lekarskiego jest stąd, do tamtąd i jeszcze kawałek dalej :P)

XII wieczny pustelnik powiedziałby pewnie... Co to jest blog? :P

Ja za to powiem, że wszystkie powody po trochu... No może oprócz pustelnika :D

Khem...

Powinienem Was teraz zapewnić, że postaram się żeby to wszystko było ciekawe, że postaram się pisać regularnie, że bla bla... No ale wszyscy to wiecie, prawda? Bo gdybym się nie starał to nie byłoby sensu tego nawet rozpoczynać, prawda? :)

W takim razie czymajcie się i nie puszczajcie się, drogie Miśki.

Zęboj! (czy tam ahoj...)