wtorek, 11 grudnia 2012

Wróżek leczy ząbka!

Operacja się udała! Pacjent (nie) umarł :)

Ząb 36, pierwszy trzonowiec, dolna lewa szóstka - jak kto woli. Caries media. Podwójna pierwsza klasa wg Blacka (2 ubytki w jednym zębie, w naturalnych jego zagłębieniach - bruzdach)

W końcu udało mi się przekuć wszystko co wiedziałem w teorii, z tego co widziałem na konferencjach, filmach i na żywo na praktykach. Wrażenia? Po pierwsze: niezapomniane. Po drugie: nie da się tego nauczyć z książek :)

Nagle okazuje się, że trzeba pamiętać o tak wielu rzeczach - tak wielu niuansach, które mają spore znaczenie jeżeli chodzi zarówno o skuteczność leczenia jak i wygodę moją i pacjenta. Bo ślinociąg tu, a nie tam. Rolki z ligniny co chwilę nasiąkają i trzeba je wymieniać. Nawet pedał napędowy trzeba rozmyślnie naciskać. Raz widać, raz nie widać. Trzeba co chwilkę przecierać lusterko... itd, itd.

W całym tym rozgardiaszu trzeba pamiętać, że na fotelu leży żywa osoba, która także jest narażona na dyskomfort w czasie zabiegu.

Na praktykach Wróżek myślał: cholera to nie może być trudne, przecież to zajmuje 10-15 minut. Sam robił swojego ząbka ponad 2 godziny :)

Zaczynam doceniać to jakim kunsztem jest ten zawód - a stoję dopiero przed drzwiami wielkiej stomatologii. Już teraz wszystko jest małe, mokre, słabo widoczne i do tego może krzyknąć z bólu... Co za to będzie, jeżeli zamiast zęba na dole będzie trzeba opracować ząb w szczęce? Do tego w lusterku, gdzie każdy ruch jest całkiem odwrotny do zamierzonego (lewo->prawo, prawo->lewo itd.). Co jeżeli dodatkowo będzie to leczenie kanałowe, gdzie średnica niektórych kanałów to np. 0,5mm? Póki co: ABSTRAKCJA.

Jednego jestem pewien: cholernie mi się to podoba. Zdaje sobie sprawę ze swojej nieudolności i niedoskonałości ale pociesza mnie myśl, że może być tylko lepiej... Oraz że jest bardzo wiele rzeczy, które mogę polepszyć :)

Średni czas przeżycia wypełnienia światłoutwardzalnego kompozytem, który jest uznawany za sukces kliniczny to ok. 5 lat. Jestem ciekaw czy tyle uda mi się osiągnąć na moim pierwszym wypełnieniu :) Jako że pacjentką była moja dziewczyna, mam nadzieję, że będę mógł po 5 latach odtrąbić sukces ^^.

---------------------------------------------------------------------------------------

Poza zabawą w dentystę poczyniam znaczące postępy w zakresie protetyki stomatologicznej (protezy, korony, licówki itd.) oraz ortodoncji (która okazała się cholernie trudną gałęzią nauki). Co  drugie zajęcia mamy przyjemność gościć na sali klinicznej (zajmującej się rozszczepami w obrębie jamy ustnej - to wrodzone zaburzenia morfologiczne opierające się na niezrośnięciu się tkanek twardych lub miękkich - np. wargi czy podniebienia) i przypatrywać się pracy kierowniczki katedry. Niektóre przypadki są naprawdę bardzo poważne i wymagają wielu lat interwencji chirurgicznych i ortodontycznych dla powrotu do pełnego zdrowia.

Pewnie czytaliście o tym lub słyszeliście od kogoś, że idzie się na te studia z przekonaniem o swoim zdrowiu, a studia boleśnie to weryfikują. Przed nauką wydawało mi się, że mój zgryz poza drobnymi mankamentami jest bez zarzutu. Po nauce ortodoncji Wróżek boleśnie sobie uświadomił co w jego paszczy jest nie tak :D

---------------------------------------------------------------------------------------

Na dokładkę muszę dodać, że Wróżek odwiedził w tym roku Warszawę i Lublin z okazji konferencji! Warszawskie wykłady nie należały do najciekawszych i nie pozostawiły wiele wspomnień, w przeciwieństwie do Lublinieckich. Opłacało się jechać 6 godzin by w piątek i sobotę wysłuchać 9 wspaniale przygotowanych wykładów, rzucających na niektóre kwestie całkowicie nowe światło. "Lublin - Strefa Estetyki II" zachwycił profesjonalizmem wykładowców i bardzo wysokich poziomem.

Pozwólcie, że przytoczę program samej konferencji :)


I SESJA WYKŁADOWA16.15-17.00 Rejestracja uczestników
17.00-18.30 „W trosce o spokojny sen - czyli alternatywy i dylematy we współczesnej protetyce”
lek. stom.  Marcin Bogurski
18.30-19.15 „Stomatologia przyszłości - jednowizytowe leczenie protetyczne i estetyczne”mgr inż. Rafał Szpakowski19.15-19.30 „Ekspert w dziedzinie profilaktyki i higieny jamy ustnej” -
mgr inż. Dorota Hadała, Pierre Fabre Medicament19.30 Stomatologiczna loteria fantowa
22.00 Impreza mikołajkowa w klubie „SHINE”
Sobota 08.12.12r.II SESJA WYKŁADOWA9.15-10.15 Rejestracja uczestników i poranny poczęstunek „Dzień Dobry Cafe”
10.15-11.00 Ceremonia otwarcia  „10 lat minęło - czyli krótka historia jak to się wszystko zaczęło”
11.00-12.00 „Zasada know how – know why w ortodoncji “prof. dr hab.  Anna Komorowska
12.00-13.00 „Współczesna radiologia stomatologiczna i szczękowo-twarzowa”
prof. dr hab.  Ingrid Różyło-Kalinowska
13.00-13.15 „Dźwiękowa rewolucja w stomatologii czyli jak maksymalnie skrócić czas
wypełniania ubytków w zębach bocznych” - Izabela Ancipiuk, Kerr13.15-14.00 Przerwa obiadowa
III SESJA WYKŁADOWA14.00-15.00 "Esthetics in Implantology: how to achieve satisfactory results"Dr Sergio Piano

15.00-16.00 „Metamorfozy w wieloetapowym leczeniu protetycznym”
Dr n.med. Iwona Kuroń-Opalińska
16.00-17.00 Co jest ważniejsze, estetyka czy oszczędne opracowanie tkanek zębów?”
Dr n. med. Michał Ganowicz
17.00-17.15 „Unikalna technologia znoszenia zwiększonej wrażliwości zębiny zastosowana w nowej paście Sensodyne Odbudowa i Ochrona” - Magdalena Stefaniak, GSK
17.15 Zakończenie konferencji i konkurs z nagrodami



21.00 Oficjalne rozpoczęcie balu „10-lecia TSS” w Hotelu Victoria
Niedziela 09.12.12r.12.00 Wykwaterowanie z hotelu i zwiedzanie Lublina



Tak mniej więcej wygląda program konferencji, które Wróżek raz na jakiś czas odwiedza. Wiele osób uważa jeżdżenie na nie za stratę cennego czasu, jaki można poświęcić zgłębianiu tajników np. mikrobiologii jamy ustnej, jednak ja zdecydowanie popieram tego typu inicjatywy. Właśnie teraz podczas studiów jest sporo luzu i można sobie pozwolić na takie wyjazdy - poza tym w momencie, gdy głowa nie jest jeszcze tak super naprana wiedzą - takie spotkania pozwalają zetknąć się ze światem wielkiej nauki. Daje to świeże spojrzenie interdyscyplinarne na niektóre zagadnienia i pozwala wychwycić sporo praktycznej wiedzy, jaką później można wykorzystać chociażby na fotelu na zajęciach :)

Nie da się też ukryć, że imprezy konferencyjne należą do jednych z najlepsiejszych na jakich Wróżek był :) Wszystko to dzięki temu, że w jednym miejscu spotyka się spora liczba osób z całej polski o podobnych zainteresowaniach. Czuć w takich momentach jedność i pozytywną energię od setek ludzików dbających teraz i w przyszłości o Wasze zdrowe uśmiechy :)

Pozdrawiam!


piątek, 16 listopada 2012

Wróżek Zębuszek i Kraina Zębolandii :)

Chciałbym Wam opowiedzieć bajkę o magicznej krainie jaka zwie się ZĘBOLANDIĄ!

Jest to wspaniałe królestwo, pełne szczęśliwych mieszkańców. Włada nim piękna i sprawiedliwa królowa. Królestwo Zębolandii otoczone jest wysokim, białym, obronnym murem. Dzień i noc bezpieczeństwa mieszkańców chronią dobrze uzbrojeni, dzielni ZĘBOWI ŻOŁNIERZE....

Na skarby zębowego królestwa, ukryte w zamku, czyha niestety zły czarnoksiężnik ZĘBOPSUJ! Ze swojej krainy Osadu Nazębnego wysyła każdego dnia bakterie, by pokonały obronne mury Zębolandii. Podstępny czarnoksiężnik cały czas wymyśla nowe pułapki, w jakie mogliby wpaść Dzielni Obrońcy. Każde podjadanie między posiłkami, każde słodycze zjedzone po wieczornym myciu ząbków dodają bakteriom sił!

Na całe szczęście, w podziemiach Krainy Zębolandii znajduje się ogromna zbrojownia! Są w niej szczoteczki do zębów i nitki dentystyczne! Jest także niesamowita, magiczna pasta z fluorem! Za każdym razem kiedy bakterie atakują, Zębowi Żołnierze chwytają za broń i dzielnie bronią murów Zębolandii! Są wtedy w stanie pokonać nawet najpodstępniejsze z bakterii wysyłanych przez Czarnoksiężnika Zębopsuja!

Czasem jednak bywa tak, że w zbrojowni królestwa zaczyna brakować uzbrojenia. Pozbawieni szczoteczek, nici dentystycznej i pasty, żołnierze stojący na murach zaczynają słabnąć. Bakterie widząc to atakują coraz zacieklej i czasem zdarza im się zdobyć przewagę. Udaje im się zniszczyć mury Zębolandii w kilku miejscach i wedrzeć wgłąb królestwa! Dzięki staraniom dzielnych żołnierzy oraz samych mieszkańców, udaje się spowolnić atakujące armie! Żeby jednak ostatecznie je powstrzymać, królowa musi poprosić o pomoc Nadwornych Dentystów, którzy w gabinecie  stomatologicznym będą w stanie pozbyć się na dobre bakterii i odżegnać zagrożenie!

W krainie Zębolandii na nowo zapanowuje spokój, a mieszkańcy żyją długo i szczęśliwie! :)

... Czyli Wróżek Zębuszek opowiada dzieciom bajkę! :)

Wczoraj mieliśmy przyjemność razem z kolegami i koleżankami z roku przeprowadzić akcję profilaktyczną u dzieciaków z miejscowej szkoły podstawowej i przedszkola. Od nauki o tym co to próchnica i skąd się bierze, przez instruktaż jak powinno się prawidłowo myć ząbki, po śpiewanie piosenek i konkursy z nagrodami!

Wróżek zapomniał jak to jest jak się miało 6-10 lat... Ta niewyobrażalna szczerość, radosne uśmiechy, ufność i chęć uczestniczenia w zajęciach...

To co dzieciaki, oglądamy bajkę?

TAAAAAAAAAAK

A zgasimy światło?

TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK

A nie będzie się bać?... :)

NIEEEEEEEEEEEEEEEEE

Przez cały czas jak się do tego przygotowywaliśmy, mieliśmy wrażenie, że możemy być bardzo krytycznie odebrani... Że gdy zadamy pytanie, na sali będzie cisza (analogicznie do ciszy gdy pata przez profesora pytanie w tłum na wykładzie :P). Tymczasem gdy zadawaliśmy pytania, nie było ręki która nie byłaby w górze. Na świetlicy było ok. 80 dzieciaków i każde chciało uczestniczyć we wspólnej zabawie. Niesamowite przeżycie :)

Te spojrzenia, gdy włączyliśmy bajkę... Co chwilę rozlegające się z tłumu: wooooow... Albo dziewczynki zasłaniające buźki gdy na ekranie pokazywał się Zębopsuj z bakteriami :D


Chciałbym z tego miejsca przeserdecznie podziękować firmie GABA (producent past elmex) , która bez dociekań i całkowicie bezinteresownie ufundowała wszystkim dzieciakom upominki: naklejki, dyplomy, kalendarze mycia ząbków (za każde poranna i wieczorne mycie dziecko otrzymuje naklejkę, po 8 tygodniach regularnego mycia kalendarz przeradza się w obrazek!), a także blaszane pudełeczka na mleczaki (ktoś pewnie zwróci uwagę, że nie powinienem tego robić... ale firma odwaliła naprawdę kawał dobrej roboty - w przeciwieństwie do innych wiodących firm, które stawiały 100 000 warunków - żeby np. w najlepiej co drugim zdaniu umieścić ich nazwę (SIC!)

Udało nam się pokonać słabą organizację ze strony dyrektorki (która mimo wielkiego entuzjazmu i szczerych chęci nie zrobiła praktycznie NIC o co prosiliśmy). Udało nam się pokonać własny strach i stres (dzień przed porównałbym z dniem przed egzaminem z biofizyki xD). No i przede wszystkim udało nam się przekonać (na nowo!) jakimi wspaniałym stworzeniami są dzieciaki... I przypomnieć sobie jaki magiczny był to czas w naszym życiu :)

Bawiliśmy się świetnie i śmialiśmy razem z dzieciakami... Cały dzień :P

Dla najbardziej aktywnych (czyt. tych którzy odpowiadali trafnie na pytania) kupiliśmy dodatkowo z funduszy PTSSu (Polskiego Towarzystwa Studentów Stomatologii) pasty i szczoteczki ZygZak:


Po wczoraj zostaje ogromna satysfakcja. Mogę sobie wyobrazić jak z wypiekami na twarzach dzieciaki opowiadały w domu rodzicom o tym co było w szkole...

O epydemjologiji słów kilka: od kilkunastu latu obserwuje się zdecydowany wzrost współczynnika próchnicy wśród dzieci (tzw. PUW - Próchnica/Usunięty/Wypełnienie). Można by pomyśleć: kurcze, przecież rośnie poziom życia, poziom wykształcenia, społeczeństwo jest ekulogiczne itd... Tymczasem współczynnik rośnie. Czy ktoś z Was pamięta wizytę u dentysty w szkole? Czy ktoś pamięta fluorkowanie zębów na jednej z lekcji i pogadankę o tym jak się powinno szczotkować ząbki...?

Niestety, to zamierzchłe czasy i ja ledwo wyciągam je z pamięci - było takie coś, raz, bez fluorkowania (dostałem ino szczoteczkę) i trwało to z 5 minut.

Mam takie nieodparte wrażenie, że większość tych dzieciaków będzie pamiętać o tym spotkaniu i po cichu liczę, że chociaż przez te 8 tygodni (do czasu wypełnienia obrazka z kalendarza) uda im sie utrzymać rygor w myciu ząbków. A później ten rygor przekształci się w nawyk. Jak to mówili w pozytywizmie: praca u podstaw. Od najmniejszego. Indywidualna... Ale jaka budująca i dająca satysfakcję :)

Zamierzamy w tym roku jeszcze co najmniej raz ją przeprowadzic - w innej szkole. Jeżeli tylko dostaniemy wsparcie od firm farmaceutycznych, z radością poświęcimy czas dla dzieciaków. Bo warto ;)


Dzięki! :)

PS: na koniec "humor z zeszytów" czyli najlepsze odpowiedzi dzieciaków na pytania:

"Co robią bakterie?" - brudzą ząbki!
"Jak często powinniśmy chodzić do dentysty?" - codziennie!
"Jak długo powinniśmy żuć gumę?" - trzy godziny! nieee cztery godziny!! (padały też odpowiedzi: jedna guma! xD)
"Co mamy ładne po wyjściu od dentysty?" - ubranie! :D
"Co jest różowe wokół ząbków?" - ciukielki!

środa, 31 października 2012

... gdzie ludzie rozminęli się z wartościami...

Wszystkich świętych i święto zmarłych incoming!

Dzisiaj będzie troszeczkę bardziej refleksyjnie (nie wiem czy jest to związane z tym smutkiem gdy jedyna odpowiedź na pytanie - PAN MA OSIMNAŚCIE? - to: mam 22). Troszkę przeleciało - jak dobrze pójdzie, to 1/4 za mną :) Zazwyczaj w tym momencie na imprezach, po ćwiartce, zaczynają się pojawiać dobre uśmiechy na twarzach :P

Jakoś nigdy nie byłem przekonany do obchodzenia Halloween. Jak byłem mały, to miało to swój urok patrzeć jak w Kevinach czy innych filmach z lat 90'tych poprzebierane dzieciaki harcują od domu do domu i terroryzują lokalnych mieszkańców rządając słodkości (patrząc z perspektywy czasu i świadomości tego, że jestem strasznym łasuchem - mogło chodzić PRZEDE WSZYSTKIM o słodycze :)). Mimo tego zauroczenia dziecięcego jakoś nigdy nie przemawiały do mnie imprezy z wampirami, dyniami, zombiakami itd. Teraz tą awersję potęguje pewnie niechęć do Edwardów, Edmundów czy innych pseudo-fluoryzująco-świecących-w-obecności-UV vampajrów za dychę :)


 







Heloł? Ktoś dostrzega te subtelne różnice? Klasy, powagi samej postaci jaką jest wampir? :)

To trochę tak, jakby Jamesa Bonda zagrał Jim Carrey - if you know what I mean :P

Bardzo bym się ucieszył, gdyby któryś z Was miał przyjemność przeczytać sagę Wiedźmińską A. Sapkowskiego - i znał występującą tam postać Regisa. Wspominam go, patrzę na zdjęcia Draculi... No cholera nie, choćby nie wiem co nie zmuszę się do polubienia pamiętników wampajrów/zmierzchów, świtów i zenitów :P

Wow. Patrzcie, niechcący zszedłem na boczne tory a tu miało być nie o tym! Dzisiaj pojechałem z babcią i ciocią na cmentarz na którym nigdy nie byłem - w rodzinne strony moich prapradziadków. Dzisiaj na cmentarzu było coś magicznego, taki gorączkowy ruch, przygotowania. Starsi ludzie, czyszczący groby centymetr po centymetrze... Miałem wrażenie, że każdy ruch szczotki jaki wykonywali był jak głaskanie ich bliskich za życia. Często spotykam się z opinią, że nie ma sensu patrzeć za siebie, obchodzić tego święta, że to tylko kolejny smutny polski obyczaj i że w ogóle jak się by o kimś myślało, to cały rok a nie raz w roku... Tymczasem ja uważam, że to wspaniała okazja, żeby w dzisiejszym pędzie wyodrębnić sobie te 2 dni w roku, żeby poświęcić czas, swoją uwagę i swoje myśli tym których już tu nie ma.

Jestem w stanie się zgodzić, że w polskich obrządkach jest zdecydowanie za dużo smutku i powagi - chociażby w mszach jako takich. Tu akurat dużo bardziej podoba mi się hamerykański styl - gospel, wyrażanie radości, śpiew... Nigdy jednak Halloween nie wyprze w moim uznaniu święta zmarłych. Jak to powiedział J. Piłsudski:

 Naródktóry nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”

Spróbujcie w tym roku posłuchać nestorów swoich rodzin, zrezygnować z komputera i posłuchać opowieści sprzed 60-70-80 lat... Ja zamierzam tak zrobić ;)


poniedziałek, 29 października 2012

W oparach absurdu...

... i w objęciach śnieżnych płatków.

Nie dalej jak tydzień temu rozmawiałem z dziewczyną o tym, że marzy mi się by już była zima. Żeby padał pierwszy śnieg, o zmierzchu, przy światłach lamp. Żeby móc założyć śniegowce, puścić na słuchawkach "A kiss to build a dream on" Louisa Armstronga (http://www.youtube.com/watch?v=NDgncPD0bew ) lub "Hedwig's Theme" z Harry'ego Pottera w słuchawkach, zarzucić na głowę zimową czapaję, owinąć szyję ciepłym szalikiem... I ruszyć przed siebie.

Z rękami w kieszeniach.

Z uśmiechem na ustach :)

Powolutku, mając w głowie wszystkie leniwe myśli, na które moje życie ostatnio toczyło się zbyt szybko.

Łapać językiem spadające płatki i widzieć coraz mniej zza na wpół zaparowanych, na wpół zamarzniętych szkieł okularów...

No i tak - tydzień po naszej rozmowie - moje marzenie się spełnia! :)

Telepatycznie chyba, ten tydzień temu, tego samego dnia - brat wysyła mi z Japonii link do artykułu o pewnej grze flash. Gra nazywa się January. Jest grą bardzo prostą - wręcz ciężko ja nazwać grą... Moje uczucia do niej świetnie wyraża króciutki artykuł na jednym z serwisów: http://polygamia.pl/Polygamia/1,108240,12674934,January___im_bardziej_pada_snieg___.html?bo=1

Gdybyście natomiast chcieli sami spróbować, to polecam tej, troszeczkę starszej - ale w moim odczuciu bardziej klimatycznej wersji: http://jayisgames.com/games/january/

Gdy pierwszy raz ją włączyłem, siedziałem z maślanymi oczami, śledziłem co dzieje się na ekranie i  ożywiałem wspomnienia z lat nieco dawniejszych. Dzisiaj mogłem te wspomnienia ożywić bardziej empirycznie - chodząc i łapiąc przelatujące płatki śniegu :)

28 październik, godzina 20:37, 5 cm śniegu i dalej sypie. Absurd? Być może - ale jaki przyjemny!!

---------------------------------------------------------

Po miesiącu studiowania na 3 roku cały czas mam takie wrażenie, że znajduje się w oparach absurdu. Moje życie obróciło się o 130 stopni, musiałem bardzo przeorganizować swoje przyzwyczajenia. Nagle zacząłem niejednokrotnie przebywać na uczelni 13h jeżdżąc z jednej śląskiej dzielnicy do drugiej. Pobudki przed 7. Masochizm. Przez 2 lata miałem zajęcia na 10 - 11 (opcjonalnie raz w tygodniu na 8!) aż tu nagle TAKA zmiana.

Rzadziej przez to jadam śniadania. Rzadziej robię obiady. No i o dziwo: mam dużo mniej nauki. Nagle okazuje się, że gdy przemęczyłem się już z biochemią, mikrobami i innymi pato-paskudztwami... Albo tej nauki teraz niema - albo jest jej tak znikoma ilość, że praktycznie niezauważalna :P

Poczyniłem też jeszcze jedną obserwację: mam wrażenie, że teraz na studiach będą wymagać pewnych rzeczy, jednak wszystko co ponadto leży już tylko w naszej gestii - mam umieć COŚ, podstawę. Jeżeli chcę się czymś zainteresować szerzej - voila - czytelnia i do przodu. Do każdego przedmiotu stosik jest gruby jak 10 tomów Bochenka (albo 4 bochenki chleba).

Widać też pewną zmianę wśród katedr ogólnomedycznych z jakimi mamy do czynienia (np. pediatria). Sami asystenci traktują nas w końcu poważnie jako sensu stricte studentów stomy i nie władowują nam do głów setek tysięcy pierdół, tylko zwracają uwagę na rzeczy, które będą nam potrzebne w przyszłej praktyce. Podoba mi się to - można się bardziej skupić na rzeczach nas interesujących.

Ze zmian stanowczych nie wypada nie wspomnieć o tym, że przez 1 miesiąc wypiłem więcej alkoholu i zaliczyłem więcej "wyjść" niż przez cały poprzedni semestr :P. Jak strajkujący po ostrej głodówce, jak nomad po 7-dniowej pustynnej tułaczce - tak i ja heroicznie nadrobiłem zaległości. Przeniesienie się do centrum Zabrza z Helenki (ościenna dzielnica Zabrza) dużo rzeczy zmieniło się na lepsze. Na przykład ten pub, od którego nazwy wziąłem tytuł posta:


---------------------------------------------------------

Musicie mi wybaczyć to przeraźliwe gadulstwo ale dawno mnie tu nie było (! kto chce może mi teraz sypnąć kijem bejsbolowym przez nerki za opieszałość w pisaniu !).

Jak już wcześniej powiedziałem: rozpoczęły nam się już przedmioty kierunkowe na całego, niektóre  póki co w fazie przedklinicznej (protetyka, chirurgia, ortodoncja, fizjologia narządu żucia), a niektóre już w klinicznej (póki co stomatologia zachowawcza). Przyniosły one wraz ze sobą dawne dylematy odnośnie drogi w której stronę powinienem pójść. W czym się wyspecjalizować, gdzie zmierzać. Póki co jestem jak kameleon - każdy ciekawy wykładowca, pasjonujący wykład, krótka rozmowa czy szersza dyskusja powodują że nasiąkam coraz to innymi kolorami. 

Chirurgia szczękowa - o żesz madafaka ale to kosmicznie trudne i odpowiedzialne! Chirurgia stomatologiczna - bardzo spoko, prostsza a dająca sporo satysfakcji! Protetyka - walory estetyczne przede wszystkim, skomplikowane rekonstrukcje, zmiana czyjegoś życia o 360 stopni - super! Endodoncja - kosmicznie precyzyjna, bardzo trudna i wymagająca - też fajna! Ortodoncja - ... nie no dobra - to jedno mnie nie zafascynowało póki co :D

Przypuszczam, że przez cały rok będę targany wątpliwościami i będę zmieniał kierunki jak chorągiewka na wietrze. Czy to złe?... Po to chyba studiuję, żeby się jak najwięcej napatrzeć i odpowiednio potem wybrać żeby nie żałować :) Zamierzam jeździć na wszystkie konferencje z PTSSu (najbliższa w Warszawie, już 23-24 listopada!), idę na koło z fizjologii narządu żucia (opiekunka koła zaproponowała interesującą kliniczną pracę badawczą), a także planuję wybrać się na wakacje po 3 roku do jakiejś polikliniki stomatologicznej gdzie będę miał okazję przyjrzeć się pracy lekarzy wszystkich specjalności po trochu.

Nagadawszy się, uch. Jak tak rzuciłem okiem na powyższą notkę to ze smutkiem stwierdziłem, że wygląda jak zwykle znienawidzone przeze mnie prezentacje w Power Poincie robione przez niektórym fatalnych asystentów: 100 000 slajdów tekstu, zero obrazków...

Wybaczcie ale jakoś tak wyszło - chyba nie chcę w tym nic zmieniać.

Za to spodziewajcie się ode mnie częstszych spowiedzi - teraz już na serio!

Jakbym się ociągał, macie oficjalne zezwolenie na zawalenie mi skrzynki mailowej spamem ^^




wtorek, 25 września 2012

Back to the game! ;)



Wróżek wrócił już z wakacji zarówno ciałem, jak i myślami (te drugie zaprzątały go troszkę dłużej) i melduje się w pełnej gotowości do nowego roku akademickiego. Ostatnie 2 tygodnie spędził pod czujnym okiem dętystki pomagając/przeszkadzając jak tylko mógł. Starał się zobaczyć wszystko, dowiedzieć się wszystkiego i we wszystko zaangażować. Od czyszczenia, mycia i sterylizacji -  przez mieszanie materiałów wszelakich  - po usuwanie kamienia włącznie (w nagrodę za dobre sprawowanie łapał za kilof i szedł dłubać :P).



Przez cały rok Wróżek spotkał się z bardzo mieszanymi opiniami na temat praktyk po drugim roku - jedni zdecydowanie zachęcali do spędzenia pełnych 4 tygodni przy dętyście argumentując to w najprzeróżniejszy sposób. Zaskoczeniem dla Wróżka było jednak to, że przeważająca część głosów opowiadała się za "daniemsobiespokój" z nimi i kradzieżą pieczątki (ew. porwaniem córki/syna wspomnianego dętysty i szantaż) celem otrzymania wpisu z odbycia praktyki stumatologicznej.




Po programie naszych praktyk, który otrzymaliśmy z dziekanatu można było sobie pomyśleć... Cholera, pozostaje faktycznie porwanie tego dziecka... W telegraficznym skrócie brzmiał on mniej więcej tak:


- sprzątanie- mycie- dezynfekcja- sterylizacja- sprzątanie- jeszcze trochę mycia- dokumentacja medyczna- nic-nie-dotykanie- mycie...

Zapętlić 12 razy i voila :P

Na moje szczęście trafiłem w dobre ręce, których właścicielka miała dość cierpliwości i chęci, żeby się mną zająć i poświęcić czas... I nie zaabsorbować mnie całkowicie myciem i sprzątaniem. 

Warto pójść na te praktyki, naprawdę warto. Zbliża się nieubłaganie perspektywa usiądnięcia twarzą w twarz z obcym ludziem, który będzie miał problem - a który będę musiał rozwiązać. Owszem, będzie asystent do pomocy, bla bla bla... Owszem, mogę sobie poczytać książki i umieć teorię i bla bla bla... No ale nie ma nic takiego co sprawi, że mi się nie będą trząść ręce... Noooo. Ewentualnie setka.



Albo dwie :P



Praktyki nawet jeżeli nie nauczyły mnie robić świetnego przeglądu j. ustnej i diagnozować bezbłędnie próchnicę - czy obierać odpowiednią drogę leczenia... To nauczyły mnie jak postępować z potencjalnym pacjentem, co robić - a czego się wystrzegać. Nauczyły pewnych zdrowych nawyków, dzięki którym będzie mi prościej na zajęciach.

Apropos - wiedzieliście, że instrumentarium stomatologiczne potrafiłoby zaspokoić najbardziej wybrednych domowych majsterkowiczów? :D

A to tylko same wiertła ^^

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Panie doktorze proszę mi znaleźć duży płomyk diamentowy". No i grzebiesz, grzebiesz... I wygrzebać nie możesz.

Na praktykach udało mi się dopracować do perfekcji umiejętność nie-znajdywania czegoś. Kiedykolwiek byłem poproszony o znalezienie czegoś czego jeszcze nie szukałem - zajmowało mi to strasznie długo czasu. Gdy dumny zaś byłem bogatszy o doświadczenie gdzie jest znieczulenie, igła 5' czy kształtki... Byłem proszony o znalezienie czegoś nowego i sytuacja się powtarzała :P

Na szczęście im dalej w las tym mniej grzybów (bo sucho jest, niestety!) więc było z dnia na dzień coraz lepiej! Wybaczcie, że tak skaczę po tematach jak żaba po stawie ale... Są u Was grzyby? :/ Bo u mnie tylko na tapecie komputera.

Jestem jeszcze winien 2 słówka o moim egzaminie poprawkowym! Tydzień intenstywnej-intensywnej nauki, sporo stresów z racji obszerności materiału i tego, że wiedza jest egzekwowana w formie ustnej (i de facto nie wiadomo czego się można spodziewać z racji nieprzewidywalności katedry). Pobudka po 6, obecność o 7:30. Oczekiwanie do 10:30. Szybkie 4:0 dla nas (odpowiadaliśmy dwójkami, zostaliśmy wylosowani na samiuśki koniec razem z dziewczyną), sympatyczna atfosmela (ktoś pamięta tą reklamę? ^^) i... da swidania mikrobiologio.

Żeby dać Wam troszeczkę pojęcie jakim szitem była nauka tego przedmiotu, pozwólcie, że przedstawię Wam przepis na pożywkę Tarozziego-Wrzoska (to pożywka do hodowli laseczek beztlenowych - np. tężca czy jadu kiełbasianego):

Wątroby kilku świnek morskich pokrajać na drobne kostki (1-3g), zalać trzykrotną ilością bulionu zwykłego o pH=7.2 i gotować 2 godziny w parze bieżącej. Płyn przesączyć przez bibułkę, a kawałeczki wątroby opłukać w bieżącej wodzie wodociągowej. Po 2-3 kawałeczki wątroby wrzucić do probówek i zalać przesączem po 10 ml. Dodać płynną parafinę, tak by jej warstwa miała 5 mm. Wyjaławiać w parze bieżącej przez godzinę.

Dziękuję, i życzę smacznego - dobranoc! :)

PS: nie dajcie ze swoich świnek morskich zrobić pożywki :P


sobota, 7 lipca 2012

Co robi Stalowy gdy nic nie robi?

1) Przeprasza!



Przeprasza wszystkich Was, którzy czekacie już od 3 tygodni na to, że da znać, że żyje.

2) Odpoczywa!


Mniej lub bardziej ale chyba zasłużył!

3) Czyta!


(Plan podbicia świata!)

4) Kibicuje!


Bo przecież jest komu! (Siatkarze, Radwańska, Polska reprezentacja w cymbergaja...)

5) Gra w piłę...!


I tą kopaną, rzucaną, odbijaną...

6) i na kompie!


(nie tylko w pasjansa... chociaż przede wszystkim! Miażdżę jeszcze sapera i windowsowskiego pinballa :P)

7) Opala się!


8) Wozi się...


Raz grzeczniej...


... raz mniej grzecznie :P 

(póki co L-ką ale liczę na to, że uda mi się zamknąć tą sprawę raz na dobre za 2 razem ;))

Robi też 100000 innych rzeczy będąc jednocześnie bardzo, bardzo szczęśliwym, że może te 100000 rzeczy robić... Przeprosiłem wszystkich już raz na początku ale pozwolę przeprosić raz jeszcze. Gdy byłem jeszcze w trakcie sesji miewałem często wyrzuty sumienia, że zaniedbuję blogsztajna... Mówiłem sobie wtedy jednak: "w życiu ciężko, na blogu bida...". Sesja bardzo ciężko się ze mną (jaki ze wszystkimi na roku) ciężko obeszła. Na ŚUMie chyba do serca sobie wzięli rozbieżność wyników w LEPie między Katowicami i Zabrzem. Nie może być przypadkiem jednoczesne podniesienie trudności egzaminów na biochemii, histologii, mikrobach i fizjologii (o reszcie katedr nie mogę powiedzieć). 

Efektem było pożegnanie się z 10 osobami z roku po 1 terminie egzaminu z mikrobów (był to dla nich ostateczny termin poprawienia semestru - nikt go nie zdał...). Egzamin jako taki oblało 68,6% roku (w tym kotek!). Biochemię w plecy ma osób 40. Obydwa egzaminy na drugim terminie mają formę ustną, a w trzecim przybierają pisemną. Poza tym udało się kotkowi prześliznąć po reszcie egzaminów bezboleśnie i cieszyć się upragnionymi wakacjami. Byłem tak zmęczony, że nie miałem nawet siły się cieszyć po patofizjologii 29. Impreza była kosmiczna. Polecam kociołek panoramixa - nie drogo, a odlot nie z tej ziemi! (osoba, która poda przepis dostanie prawdziwie kocią nagrodę! :D)

Generalnie jak tylko wróciłem do domu to całkowicie odciąłem się od świata - biologa, fejZbuka, uczelni, mejli itd. Wróciłem jednak! Narazie nieśmiało ale to WY jesteście najwspanialszą motywacją, by Kotek przestał ziewać...


... i pisał częściej :)

Buziaczki robaczki i inne pierwotniaczki :*













poniedziałek, 18 czerwca 2012

Holding in, holding out.


W wolnym tłumaczeniu: powstrzymywać się, wstrzymywać się, trzymać się [nadziei], wyczekiwać...

Pozwoliłem sobie ukraść avatara jednej z użytkowniczek biologa, żeby rozpocząć. Dzisiaj był dzień sądu ostatecznego - egzamin testowy z biochemii.

Ok. Fajnie.

Zapytacie: co ma blond-kryncona kobieta siedząca obok faceta w śpiączce do biochemii...? Otóż więcej niż Wam się zdaje!

Być może ten facet przedawkował naukę cyklu syntezy puryn przed egzaminem?


Być może zapadł w śpiączkę, bo Ona po raz 7 powtarzała mu wszystkie reakcje glikolizy z enzymami, koenzymami i inhibitorami włącznie...?


No ... A może po prostu spadł ze schodów i zapadł w śpiączkę... No dobra.

Nie w tym jednak rzecz. Odnosząc się do holding in, holding out. Od paru dni robiłem sobie holding out przed przyznaniem przed sobą, dziewczyną, panią w spożywczaku, współlokatorami, ochroniarzami z uczelni, panem policjantem i panią aptekarką, że BIOCHEMIA TO NAJWIĘKSZE G*WNO JAKIE MOŻE BYĆ.

Ostatnie dni to było jak ucieczka przed pościgiem, jak próba oszukania/zakrzywienia rzeczywistości, że to COŚ ma sens. Że te setki kofaktorów, inhibitorów, enzymów, czółenek, mostków, procesów, reakcji, cykli,  przemian... Że to ma SENS. 

Gdybym 3 dni temu powiedział sobie: ale to jest g*wno. Ale to jest bez sensu... To nie zdałbym. Gdybym chociaż raz przestał się oszukiwać i spojrzałbym prawdzie w oczy - nie zdałbym. Jedna chwilka słabości i już bym się szykował na spotkanie z The Biochemical Dragon we własnej osobie - face-to-face ustnym egzaminie dla (nie)wybranych.

Nie zwątpiłem, holdingowałem na potęgę i chociaż wczoraj (dzisiaj?) o 3 rano miałem ochotę to wyznać... Wstrzymałem się. I tak po 1,5 h snu dzielnie podszedłszy do egzaminu - spędziłem mordercze 110 minut. Egzamin testowy, 100 pytań, 5 odpowiedzi. I żadna nie była poprawna :D (sesja na zaporożu - for the win!)



No dobra, chociaż czasem na pierwszy rzut oka nie było poprawnej, to po wnikliwszej analizie można było albo odnaleźć coś sensownego... Albo odmówić magiczną modlitwę do św. Testowego (patron egzaminów testowych, umarł śmiercią męczeńską rozwiązując 8 LEPów pod rząd), którą zna każdy student:

Ene due raaabe,
Chińczyk połknął żaaaabę
Aa żaaabaaa Chińczyka
I cooo z teeeego wynika.

Jabłko, gruszka czy pietruszka!! ^^

P-i-e-t-r...

Ogólnie rzecz biorąc wrażenia po 20, 40, 60, 80, 100 były identyczne i przedstawiają się tak:




Mózg roz...jechany :)

Dodam tylko jeszcze, że rano jak szedłem na uczelnię mając żołądek w miejscu krtani, a krtań nie-wiem-gdzie jakiś pan zmiatający ulicę zapytał się mnie: która godzina?

Uprzejmie odpowiedziałem: fosforybozylotransferaza hipoksantynowo-guaninowa...

Po czym poprawiłem się na: 8:30, starając się jednocześnie zignorować pełne niezrozumienia, zakłopotane spojrzenie jegomościa...

Tak więc reasumując: stosowanie holding in/holding out jest mi bliskie nie od dziś... 

Tak było na pierwszym roku:
- przy nauce rozmiarów zarodźców malarii - biologia medyczna
- przy nauce setek wzorów i formułek - biofizyka
- ucząc się bezsensownych wzorów - chemia...

Tak i teraz na drugim: 
- Idiotycznie prowadzona fizjologia wymagająca największych, najmniej przydatnych pierdół...
- Biochemia - bardzo szeroko przeze mnie rozgłaszana ostatnimi czasy na blogu...
- Mikrobiologia, która mnie czeka, a o której nawet nie chcę myśleć - pewnie nie będzie lepsza :)

I cały czas - I'm holding in - tym razem w znaczeniu: NIE TRACĘ WIARY, że na 3 roku nie będzie już takich przedmiotów - albo będą one tak łatwe, że nie będą absorbowały całej mojej uwagi przez cały rok. 

Holding in...

Holding out...



środa, 13 czerwca 2012

O Euro w czasie sesji i sesji w czasie Euro :)

Jak to określiło moje dziewcze po wczorajszym meczu: my, Polacy, potrafimy się razem w razie czego zebrać :D

Na wielu blogach jest pisane jak to źle się dzieje, że euro jest w czasie sesji itd... Ja powiem coś całkowicie odmiennego: to KAPITALNIE, że euro jest w sesji ^^

Część z Was ma na pewno już jedną/kilka/kilkanaście (?) sesji za sobą, część z Was nie ma jeszcze żadnej... W każdym razie często panuje wśród ludzi takie troszeczkę wypaczone pojęcie o tym jak to wygląda :) Każdy wyobraża sobie na podstawie opinii innych, że student na ten czas zamyka się w pokoju, zasłania okna, siedzi 27 godzin na dobę nad książkami i żywi się tylko i wyłącznie pizzą popitą enerdżi drinkiem z biedry za 1,90/litr. Być może na niektórych uczelniach tak jest - zwłaszcza tam, gdzie 2 jedynymi momentami intensywnej nauki jest właśnie sesja. Na kierunkach medycznych wszystko jest o tyle fajnie zorganizowane, że uczyć się trzeba cały rok w związku z czym nie stoi się (zazwyczaj) przed apokaliptycznym obrazkiem takim jak ten:


Ja np. należę do ludzi, którzy nie potrafią się uczyć 6-8-10-12 godzin bez przerwy. Ni cholery. Zabijcie mnie, zakujcie przed książkami... Nie mogę i już. Dodam jeszcze, że w dzień praktycznie nauka mi nie wychodzi. Wygląda to tak:

23:00 dnia poprzedniego: no nieee no teraz to już nie będę zaczynał...
1:00 spoko, spoko... Jeszcze jeden odcinek i idę spać.
3:00 dobra, były 3 odcinki, mogę iść spać - jutro wstanę o 8:00, zjem śniadanko i będę się uczył...
...
...
...
12:00 łoooo ale mi się dobrze spało :D
13:00 śniadanie...
14:00 no nie będę się przecież uczył przed obiadem!
17:00 dobra, czas na jakiś dobry obiad...
19:00 19 to zła, nierówna godzina, zacznę o 20...
20:00 ooo! Ale ruch na czaciku!! ^^
22:00 ale mi się nie chce!! Kolacja!
23:00 dobra... Kawa i się uczę!
1:00 2 godziny stykną, idę spać :P

Kurcze... Smutna prawda jak to napisałem. Smutna... No ale pana Boga nie będę przecież poprawiał :P Wyjątkiem jest ewentualnie dzień przed seminarium / dzień przed egzaminem gdy w końcu czuje się napięcie i siedzi się te 8 godzin naprawdę solidnie się ucząc, wstaje się dnia następnego o 6 i dalej się solidnie uczy. Piątek nie mam... Czwórek też raczej super dużo nie łapię - ale daję sobie radę. Co mnie po trosze rozleniwia i powstrzymuje od dalszej nauki.. No ale jestem dużo zdrowszy i na pewno szczęśliwszy :) Ktoś może powiedzieć: ale będziesz lekaszem! Przeciesz kiedyś szkszywdzisz ludziów jak nie będziesz się teraz ukał!!

Nieznajomość cyklu Krebsa czy lokalizacji jąder wszystkich nerwów czaszkowych w stomatologii jeszcze nikogo nie zabiła :)

Przypomniało mi się pewno pytanie z egzaminu z patomorfologii z lat poprzednich (który pisałem w poniedziałek):

Pacjent ma trudności z oddawaniem moczu ale nie ma zaburzeń czynności seksualnych - jaki czynnik etiologiczny podejrzewasz?

Odp: Chorobę psychiczną - kto z takim problemem przychodzi do dentysty...



Tak więc EURO jest wręcz wybawieniem dla ludzi takich jak ja! Zapełnia ok. 5 godzin w czasie dnia, które normalnie zajęte byłoby przez całkowicie niekonstruktywnego. Dodatkowo kilku chłopaków z 3 roku lekarskiego zorganizowało w akademiku PEAN w centrum Zabrza coś a'la klub z 3 rzutnikami i solidnym nagłośnieniem, gdzie każdy mecz polaków ogląda ponad 300 osób :)


Emocje niepowtarzalne... I to uczucie, że przy golu Błaszcza możesz wrzeszczeć ile wlezie a absolutnie nikt się na Ciebie dziwnie nie popatrzy jest bezcenne ^^

Wczoraj jeszcze zaliczyliśmy kilka przygód w autobusie z drużyną kibiców z Mikulów, którzy po odśpiewaniu hymnu Polski, kokokokoeurospoko, jebaj rusków i Polskabiałoczerwoni, jednogłośnie wykrzyczeli do kierowcy: WYSIADAMY!! WYSIADAMY!! (w rytmie: JESZCZE JEDEN!)... No i po co w autobusach przyciski do wysiadania na żądanie, się pytam...?

Zaraz potem wbiegł jeszcze 40 letni "upadły orzeł" z przekręconą biało-czerwoną czupryną i (uwaga: post zawiera lokowanie produktu) tyskaczem w dłoni. Jego sprint na ostatniej prostej do autobusu powitany został owacją na stojąco wszystkich pasażerów... (Po 10 minutach jazdy nasz Orzeł pytał się gdzie jest). 

Zostaliśmy dodatkowo obdarowani flagą przez jednego z wiernych kibiców: "no jak to! chłopak! Ty pomalowane masz policzki... I flagi nie masz?!..." No i zmęczeni, w dobrych humorach wrócliiśmy do domu :)

Jak dla mnie euro to coś najlepszego co mogło nam się przydarzyć, a Polscy piłkarze grają po raz pierwszy (za mojego życia oczywiście) tak, że się ich nie wstydzę. Teraz chyba już rozumiem, jak to z Polakami jest (gdy patrzę na setki samochodów z flagami, setki tysięcy ludzi w strefach kibica, gdy słyszę tak pięknie odśpiewanego Mazurka...), że w obliczu zagrożenia - w czasie wojny czy powstania... Tak bohatersko jesteśmy w stanie stawiać czoła agresorom. To piękne móc w tym uczestniczyć i mieć taką głęboką wiarę w Polskę :)







sobota, 9 czerwca 2012

12 monkeys.

Kilkakrotnie zabierałem się do napisania następnej notki, przyznaję się bez bicia. Miało być służbowo, profeszonalnie, stricte stomatologicznie i ogólnie takie takie (jakby to ujęła Oksana).

No ale to jednak nie to, cholercia. Jakoś tak nie potrafię się zmusić, ująć głowę w ścisłe ramy i zmusić umysł do myślenia o jednym, z góry określonym temacie. Może to zabrzmi śmiesznie ale mnie to przerasta... Przez to chyba nigdy nie napisałbym matury z biologii na 90% - moje myśli są za bardzo rozbiegane.

... ekhem ...

Tak więc dzisiaj, o 2:13 w nocy będę pisał o małpach. O "12 małpach", żeby być dokładnym. Zaskoczony jestem, że tak długo mogłem rozmijać się z tym filmem. Tak wspaniale oddanego opisu naszego świata w ujęciu metaforycznym jeszcze nie spotkałem. Można go wpasować w kilka różnych płaszczyzn ludzkości i we wszystkich sprawdza się idealnie...

Zastanawialiście się czasem jak to jest, że 14 latkę, która ukradła batonik za 1,20 PLN wsadza się do poprawczaka, a ktoś kradnący miliony żyje na Bahamach całkowicie bezkarnie?

Zastanawialiście się może, czemu ekoświrki ratują kilka ropuch gdzieś w okolicach autostrad, a media im wtórują, gdy jednocześnie populacja pszczół w całej Europie spada lawinowo - o czym nie ma ani wzmianki? (Jak rok temu było ich mnóstwo, tak w tym roku tak ciężko jest jakąkolwiek dostrzec!)

Zastanawialiście się może, czemu mądre głowy z UE bulgoczą z gniewu i bojkotują ojro na jukrainie, nie mając jednocześnie absolutnie nic przeciwko łamaniu praw człowieka znacznie bardziej rażąco w Chinach czy Afryce?

Czy nigdy nie frapowało Was, czemu od lat pewna grupa intrygantów zbija fortunę na rzekomym efekcie cieplarnianym wywołanym przez człowieka, gdzie nie ma na to absolutnie żadnych realnych dowodów?

Nie zatrybiło Wam przypadkiem coś pod czaszką, gdy widzicie reklamę finansowaną ze środków UE:


... i jednocześnie czytacie następnego dnia o ograniczeniu limitów na połowy dla polskich rybaków?

Nie mieliście przypadkiem zmarszczki na czole, gdy znów słyszycie o złych, okropnych somalijskich piratach, którzy napadają na statki...? Nie pomyśleliście przypadkiem, że to te same państwa, które teraz tak ich zwalczają - przyczyniły się do ich STWORZENIA? Że z żyjących na uboczu rybaków musieli stać się piratami by wykarmić swoje rodziny - bo ich wody zostały doszczętnie wyczyszczone z ryb przez zagraniczne kutry?

...

Jesteśmy jak całkowicie bezradni, bierni obserwatorzy patrzący na hałasujące stado 12 małp... Tymczasem wielcy, możni ukryci w cieniu poruszają za sznurki i nas i, małpek...




...

Nie wiem jak Wam ale mnie... Bardzo ciężko myśli się o tych sprawach nad którymi nie mam władzy. Nie mam władzy, jednak jestem ich świadom - jestem biernym, bezsilnym obserwatorem. Wszystkie te powyższe sytuacje, które wymieniłem (i setki których nie wymieniłem, a jestem pewien, że większość z Was zna) są strasznie przytłaczające...


Najłatwiej jest o tym nie myśleć, (a najlepiej NIE WIEDZIEĆ!), odseparować się od tego wszystkiego - owszem... Czasem jednak przychodzi taki dzień, taki jak dziś, gdy mam ochotę o tym powiedzieć. Gdy mam ochotę wyrazić to co siedzi mi w głowie. Jutro, pojutrze, za tydzień wszystko ucichnie, zamilknie... Tak jak Eyjafjallajokull z Islandii, który zrobił troszkę zamieszania w europejskiej strefie powietrznej 2 lata temu. 


...

Biorę zatem popcorn i puszkę coli do ręki, zasiadam przed telewizorem / facebookiem / guglem / radiem... I czekam na kolejne przedstawienie, które wystawi 12 małp.


Out.






wtorek, 29 maja 2012

O krągłościach słów kilka

We've won! Wygraliśmy! Wygrajetsja (po rusku)!!

Tak, zdałem biochemię. Taak, na piękną, zgrabną i kształtną jak modelka, trójeczkę :-3

Czy pamiętacie jeszcze jak u Was w szkole mówiło się na oceny? ^^

Pała, łabędź, trója (cycnik*, biustonosz* -> autorstwa p. od przyrody, kl 4-6) itd... :)

Jak dźwięcznie ta ocena brzmi, nieprawdaż? Trzy. Trzy. Czy. Na pierwszym roku, na pierwszym semestrze (jak się teraz okazuje, jako ostatni rok stomy w Zabrzu) mieliśmy przyjemność poznać naszą kochaną żabrzańszką biofizykę na katedrze biofizyki. Z docentem M. Nigdy nie zapomnę, gdy byłem egzaminowany przez dr. G. (przy czym umiałem w stopniu względnie zadowalającym)... Odpowiedziałem na 3,5 / 5 pytań... Usłyszałem, że stać mnie na więcej i że nie umiem na tyle dobrze na ile powinienem... Po czym dostałem wpis na TRZY do indeksu.

To było jak świeża bryza, jak uśmiech dziewicy na zroszonej trawie z kończyną (seriously dziewicy? :O), jak mój pies Budyń biegnący jak głupi w stronę słońca :D

Podobnie mieli wszyscy, którzy zdali tego dnia - to jedno z najwspanialszych moich wspomnień ever. Gdybym miał wyczarowywać patronusa, to pewnie na podstawie tego wspomnienia wyrósłby wielki, uśmiechnięty i przyodziany w czapeczkę z pomponikiem, niedźwiedź baribal ^^. I tak koleżanka, która zdawała wszystkie wejściówki i seminaria w pierwszym terminie na 3+ i 4 zareagowała podobnie. Usłyszała: "ZAWIODŁEM SIĘ NA PANI!!!111oneoneleven. Panią stać naprawdę na dużo więcej! Nie mogę pani dać nic ponad 3 i pół."

"... too... to znaczy, że zdałam?" :D Potem były tylko łzy i ogólnie takie takie :P

http://gobarbra.com/hit/new-e28a3004baeec3429923ec6fcb099256

A to arcydzieło można było słyszeć w noc po egzaminie, gdy notatki z biofizyki paliły się żywym ogniem pod murami akademika, a każdy tańczył, śpiewał, pił ile mógł, a rokitnickie dziki stojąc na linii drzew kiwały się w takt muzyki :)

Czemu tak się rozpisałem o ocenach? Ostatnio rzucił mi się w oczy bardzo humorystyczny komiks:

http://kwejk.pl/obrazek/1195592

Czy komiks jest przerysowany? Z moich doświadczeń licealnych, opowieści znajomych i autopsji sytuacji obecnej - nie tak bardzo ^^. Czy jest się czym przejmować? Niee, bo jest zabawnie :) Najważniejsze to nie stracić kontaktu z rzeczywistością i nie dać się pokonać wężom, cyklopom, biochemii, gigantom i wolverinowi :D

...

Za dwa dni seminarium zbiorcze z witamin, steroidów i przemian hemu/hemoglobiny.

Zaczynam o 22. Czyli za 8 minut. Oddaję komputer w dobre ręce współlokatorki i nie chcę go oglądać przez następne 3 godziny, jakie niewątpliwie będą owocne i kluczowe w mojej edukacji biochemicznej.

...

PS: lubię to robić. Dobra mielona kawa raz na dwa miesiące się przydaje :D


Wypełniłem także ankietę i oddałem próbkę krwi w celu zostania potencjalnym dawcą szpiku. Nosiłem się z tym zamiarem od ponad roku, przemyślałem to poważnie i ... Dzisiaj się zdecydowałem ;)

Zymboj! :)





czwartek, 24 maja 2012

The independence day.

Przedwczoraj było super. Wczoraj w dzień było bardzo dobrze. Wczoraj wieczorem było dobrze. Dzisiaj w nocy zaczynało być nerwowo. Dzisiaj rano było przyspieszenie akcji serca, potliwość i silne napady lękowe.

Biochemia. Taaak...

Dzisiaj na porannej grupie kierowniczka ćwiczeń powiedziała: jesteście rokiem eksperymentalnym, przykro mi. Nie powiedziała: jesteście rokiem eksperymentalnym, będziecie lajtowo oceniani... Niestety ^^

Od 7 rano, słuchając zwijających się z rusztowaniami (w końcu!) robotników zza okna, wycierając raz po raz dłonie w chusteczki i starając się skupić na... 



Jeżeli ma się zaliczenie z tak obszernego materiału albo jest się tuż przed egzaminem - tak powiedzmy 2 godzinki... To człowiek nie wie na co patrzeć. Jest tylko takie bardzo dręczące, wszechogarniające poczucie, że coraz mniej się pamięta... Chciałoby się zatkać uszy, żeby to czego się nauczyło przez ostatnie kilka dni - nie wyciekało :P

Miałem tak dzień przed maturą poprawkową z biologii - wtedy zamknąłem książki, wziąłem ich stos przed komputer i spędziłem cały ostatni dzień na pisaniu pytań i odpowiedzi na biologu w temacie: http://www.forum.biolog.pl/zadania-maturalne-odpowiedz-i-zadaj-kolejne-vt19372-9630.htm

(PS: czy jest tu ktoś pamiętający dzieje tego epick-long wątku? :D http://www.forum.biolog.pl/matura-2010-biologia-vt21007-12330.htm )

Tak więc nie wiedząc za bardzo na czym skupić się uważnie na: wartościach referencyjnych...


... zasady metody ...



... czy robotników... 


... khem no właśnie :P

Między 9 a 10 moje zdenerwowanie osiągnęło apogeum, bo oczekiwałem informacji jak to wszystko wygląda (jesteśmy kolumbami tegorocznego zaliczenia ćwiczeń, że tak to metaforycznie ujmę) od mojej dziewczyny. W końcu jest: telefon!

... Tragedia :P Dużo jak pizza 40 cm średnicy na jednego, trudne jak teoria względności dla 9 latka i mało czasu jak... mało czasu :)

"Ucz się, zaraz u Ciebie będę".

No to się uczę, bynajmniej niewiele uspokojony... A. się pojawiła, zostało już mało czasu - ruszamy. W tym momencie cały ten dzień z tak dziwnie narastającym napięciem zaczyna odsłaniać swoje prawdziwe ja. Już nie jestem studentem idącym w okularach na zaliczenie :P Mam wrażenie, że w pełnym umundurowaniu lecę samolotem na wojnę, z której prawdopodobnie nie wrócę :D

Przed katedrą uściskałem dziewczynę jakbym miał już nigdy nie wrócić, czy głębokie wdechy i wchodzę. Oczywiście jak zwykle byłem spóźniony, tak się złożyło, że posadzono mnie vis a vis biurka wykładowców... Arkusze rozdane, zostało tylko wspomniane, że wyniki po weekendzie i według oficjalnego obecnie stanowiska prof. B. mamy tylko 1 termin poprawkowy tego zaliczenia. We wrześniu :)

Zaliczenie było złe. Było trudne. Było skomplikowane i głowo-łamiące. Do tego podczas pisania spłynął na mnie z nieba dar niepamięci (dar?), w związku z czym nie byłem sobie w stanie przypomnieć prawie żadnej zasady metody :D

Nie będę się zagłębiał w szczegóły co napisałem dobrze, co napisałem źle... Ale jednego jest absolutnie pewien: nie mam bladego pojęcia jak mi poszło :D To zaliczenie było takie strasznie nijakie - nie dało się określić jak poszczególne zadania będą punktowane, ponieważ każde było inne i zupełnie inaczej sformułowane od pozostałych.

Tak więc teraz chcę żyć w błogiej nieświadomości do poniedziałku, do godziny 12, żeby dowiedzieć się czy mogę sobie na ten semestr biochemię już darować, czy będzie jeszcze o co walczyć :)

Walka o dopuszczenie właśnie sie rozpoczyna...!!



PS: wygrałem z mikrobami 2:0, a z patofizjo jest 3:1 dla mnie... Więc nienajgorzej ;)